Violavi – „na żywo” to widoki są jeszcze fajniejsze
A w ogóle w imieniu dziewczyn (które obecnie w szkole siedzą) – dziękuję za wyrazy uznania
To fakt - córki lubią fotografować, zwłaszcza zwierzaki. Nasze osobiste są sfotografowane centymetr po centymetrze, o każdej porze dnia i roku. Mnie to cieszy, że mają coś, co lubią robić, co sprawia im radość.
Ale może przejdę do tematu właściwego - do naszych sierotek

.
Otóż sierotki rosną jak na drożdżach. Ja nie wiem, naprawdę nie wiem skąd one TYLE rzeczy wiedzą. Np. Amaya weszła dzisiaj do kuwety Krzywego i załatwiła się jak normalny, dorosły kot. Nawet żwirkiem swój urobek zakopała

Dzisiaj też było pierwsze próbowanie wody – małe najpierw dorwały miskę od Kory, a potem nalałam im do osobnej, mniejszej miseczki. Cała kuchnia jest obecnie w małych, mokrych śladach. Było też próbowanie łapką, co było śmiesznym widokiem – kosztowały, próbowały tej wody jakby odkrywały co najmniej ósmy cud świata
I tak sobie myślę, że może wreszcie doczekam się „poszatkowanego” papieru toaletowego. Bo małe są bardzo ciekawskie. Najnowszym hitem jest jeżdżenie na kawałku papieru (z poślizgiem, po podłodze). Ogólnie zaliczone są już wszystkie łóżka i kanapy – to już dla nich żaden Mont Everest.
Łażą za mną/za na mi jak pieski. Reagują na swoje imię. A jak się wejdzie do pokoju, gdzie pozornie wszystko śpi i jakby nikogo nie było, jak się wejdzie do takiego pokoju i odezwie, to nagle zaczynają wyłazić. Z najgłębszych dziur. I z wrzaskiem/ piskiem/szczebiotem leeeeecą… Wdrapują się (w tempie dość błyskawicznym na kolana) i każą się głaskać. Bardzo głośno mruczą, wywalają czasem brzucha i - co ciekawe –lgną głównie do twarzy. Chcą być blisko twarzy… Ocierają się wówczas o policzki i obgryzają usta…
Faaajne są. Aczkolwiek na pewno nie dla kogoś, kto nie ma czasu. Trzeba jednak je pilnować, stale kontrolować, gdzie są ( w kojcu trudno je utrzymać, mamy klatkę, ale… no nie wiem, czy mamy je tam trzymać, jak dla nich ciągle jest za mało powierzchni, chcą podróżować i poznawać). Trzeba również uważać, żeby zjadły. Bo niestety ostatnio mieliśmy (od soboty) problem z bliźniaczkami. Wprowadzenie nowych elementów diety (kurczak gotowany) spowodowało rozstrój żołądka. Małe nie chciały jeść, miały lekką biegunkę. Było to tym bardziej dla nas trudne, że bliźniaczki są bardzo drobne, mniejsze od pozostałej dwójki. Ale (tfu, tfu) kryzys chyba minął. Dzisiaj dołożyłam do kurczaka gotowanego lnu (dzięki Mała1 za podpowiedzi) i dziewczynki zjadły.
Ale pilnować je trzeba.
Mam nadzieję, że wyrosną na wspaniałe kotki i będą w przyszłości dla kogoś kocimi przyjaciółmi.
A nadają się. Naprawdę. Chociaż każdy z nich inny z charakteru, to to, co mają wspólnego to inteligencja i łagodność ( no wiadomo, poza tym są normalnymi kociakami rozrabiakami.
Tak w ogóle postaramy się robić opisy każdego malucha z osobna - zdjęcia to jednak też nie wszystko. Może akurat - domek jakiś się trafi, zakocha... No bo niby zwykłe, jakich wiele. Ale to tak, jak w tej opowieści o Małym Księciu i róży - jak się kogoś pozna i pokocha, to ten ktoś staje się wyjątkowy.
I tak właśnie chciałybyśmy - żeby nasze zwykłe/niezwykłe maluchy stały się pewnego dnia KIMŚ wyjątkowym...
To tyle narazie.
Wszystkiego dobrego Wam
