koteczekanusi pisze:Na mnie jeszcze nikt nie próbował wrzeszczeć, widocznie moje ogłoszenia odsiewają ten typ.
Ale jednego nie pojmuję - po ch... tego słuchasz?
Ja bym albo od razu się rozłączyła (w bardziej kulturalnej wersji), albo powiedziała babie do słuchu w kwestii dobrego wychowania w mało oględnych słowach.
Ciesze się,że twój typ ogłoszen odstrasza głupieloków. Co do krzykó i rozmó to różnie bywa. Rozłączam się i tyle jeśli nie ma dialogu.
Wracając do ogłoszen myślę jednak ,że nie tylko w ich typie tkwi problem . Dając jednego kota w net nie masz dużych szans na spotkanie idioty. Dając naście ogłoszeń ( w tej chwili krąży naszych 10 tymczasów w necie) i każdy kot ma po 2-3 wersje to szansa trafienia na takowego są wielkie. I nie pomaga pisanie obwarowań co do warunków adopcji. Ludzie nie czytają lub próbują wywrzeć nacisk. Jak ogłaszałam kiedyś tam 2-3 tymczasy (wtedy uważałam ,że mam ich za dużo

) to nie miałam takich doświadczeń. Wszystko przychodzi z czasem.
Dzisiejsza nocka była pod znakiem kociego berkutu. Koty zamknięte u Danki pacyfikowały drzwi z podziwu godna zajadłością. Wyspały się i postanowiły wyjść na tak zwane nasze salony.
W nocy obudził mnie regularny łomot. Trwało zanim zaskoczyłam o co chodzi. Mikuś, jak ten nie rozgarnięty policjant od taranowania, próbował sforsować drzwi. Brał rozbieg, uderzał ciałem w skrzydło i zaczepiony 4 łapami wisiał na nich jak rozkraczony pająk. Potem spadał z łomotem i....zaczynał wsio od nowa.
Poszłam, wypusciłam. Jeszcze nie klęłam.
Położyłam się upraszając leżące kociska o miejsce. Zerkłam na zegarek. Po 1 w nocy. Ufff, błogo oczki zamknęłam.
Nie na długo. Piski z pokoju Danki znów mnie podniosły. Ignor nie pomagał . Sasza wyszła obrażona na cały świat. Wsadziłam łep w szparę, zaklęłam i juz opanoana słodko pytam czy jeszcze ktoś chce wyjść. Zero odezwu.
Poszłam więc do łózia. Było po 2. Uprosiłam o danie mi miejsca pod kołderkę, zduszając ostre słowa. Oczki zamknęłam.
Nie na długo.
Regularne drapanie w drzwi Dankowe dotarło do mego umęczonego umysłu. Szlag, szlag, szlag. Nie wstaję. Śpię. NIE wstaję... wstaje bo szyby w drzwiach szkoda. Do drapania doszły też jęki. Tami. Wyszła zarzucając tyłem i witając się z komitetem witającym.
Ale komitet miał plany wdarcia się ponownego do pokoju. Tutaj już zadziałały ostre słowa.
Wróciłam do łóżeczka. Po 3 było. Zamknęłam oczki chcąc tę godzine na boski sen przeznaczyć.
Regularne szelesty wdarły się do mego zaspanego umysłu. Glamanie, darcie, szuranie...Podniosłam zwłoki. W szafie szajka czworga, umeczona głodem pokojowym i forsowaniem barykad , podjęła próby wydarcia chrupek ze schowanego tam wora.Nie zaczętego. Przepędziłam klnąc już bez pardonu. Sobie jeszcze ucho uraziłam szafę zasuwając. W ostatniej chwili pomyślałam, że jakiegos gadzinę w niej zamknę i zacznie się bal. Ruchy były śpiace więc nie zsynchronizowałam głowy i rąk . Boli. A gadzina był schowany za odkurzaczem.Nie wyszedł dobrowolnie.
Poszłam do wyra. Zamknęłam oczy. Ale nie na długo. Znów słychać szelest, darcie, glamanie, piski... Znów gady do wora się dobrały. Ależ się wkurzyłam. Jak diabli się wkurzyłam. Zerwałam się strącając i tak nie śpiące już koty z kocyka, wpadłam do kuchni ze wściekłym wzrokiem, chwyciłam nożyczki i michy i pocięłam wór. Niech żrą tylko spać dadzą. Tak trzeba koty chować. Twarda ręka.
Rano wór powędrował do kosza gdzie puszki były. Nie tak dawno kupiłam ich ponad 70. Marne resztki zostały. Z 15 sztuk. Jak się w ciemno

brało nie widać było.Rączka tylko coraz głębiej siegała. Wciepały się, skurczyły... Kot to skarbonka.
Znów na promocje będziemy polować.