Wiem że są dwa podejścia do domów wychodzących
Albo zdecydowanie na NIE, albo na tak, pod nadzorem, o ile wiemy że okolica jest bezpieczna, że jest to bezpieczne dla kota.
Ja jestem zwolenniczką drugiego, bo moja Szprotka od jakichś 6 lat jest wychodząca na działce.
Kiedyś też się bałam, też siedziała na smyczy, ale stwierdziłam po co, dlaczego mam jej to odbierać, przez moje schizy...
I teraz widzę jaka jest szczęśliwa, za każdym razem jak jedziemy, jak wyskakuje z samochodu i zwiedza wszystkie kąty, jak gdy się ściemnia wie, że czas wracać do domu i nie ma już wychodzenia, jak rano czeka na otwarcie drzwi od domu, jaka jest niepocieszona jak pada deszcz, i jak patrzy na mnie z wyrzutem ze to niby moja wina

i jak smutnieje po powrocie do Łodzi, leży i tęsknie patrzy w okno przez pierwszy dzień, a potem kolejny wyjazd

Nie potrafię jej tego zabrać.
To że wychodzi to jej wybór, sama zdecydowała czy chce, początkowo wystawiała tylko główkę za próg, wychodziła krok, dwa, teraz całe dnie jest na dworze, w ogródku, w swojej budzie, chodzi, zwiedza, ale zawsze na oku, nigdy nie wychodzi poza ogrodzenie. Wie, że taki jest układ.
I wiem ze tak ma wiele kotów, choćby koty Ingi na rancho.
Czy powinniśmy im to odbierać? To już każdy musi zdecydować sam.
Gdzieś, ktoś fajnie kiedyś na ten temat napisał, muszę poszukać.
Kasiu, a Adolfinka, czy nie była bardzo płochliwa, czy nie bała się ludzi.
Kasiu, a czy Gadżet nie był wychodzący, jak byliście na działce...