» Wto maja 29, 2018 12:43
Re: Huciane koty cz.V.t Jadzia marnieńka.Chmurek w drodze d
Byłam pod hutą, Jadzia przybiegła. Zjadła sporo surowego mięsa. Miałam chudziutką wołowinę i tłustą wieprzowinę.Ta ostatnia bardziej jej smakowała. Zastanawiała się nad Gourmetem a`la Carte, ale tylko parę razy to liznęła i już. Może da radę? Bardzo chcę w to wierzyć.
Napiszę coś, w co trudno uwierzyć. Historia zaczęła się wiele lat temu, jeszcze wtedy nie znałam p.Mieczysławy, ani hucianych kotów. Kierownik pobliskiego ambulatorium ( lekarz), mniej więcej w moim wieku obsesyjnie wręcz nienawidził kotów. Nasyłał na p.Mieczysławę swoją pracownicę, która omal nie doprowadziła tej kobiety i tak już śmiertelnie chorej do zawału. Polecił zniszczyć budę, estetyczną, drewnianą, w której koty dostawały jedzenie. Swoim pracownikom groził utratą pracy, jeśli będą karmić koty. Kiedyś też mnie próbował zastraszyć, ale ja nie jestem p.Mieczysława. Coś tam mówił o zarządzeniu, na co odparłam, że zarządzenie jest mało warte, bo jest ustawa i Konstytucja RP , cytowałam numery artykułów i sobie poszedł.Nikt mnie więcej nie zaczepiał. Zapomniałam nawet o tym lekarzu, wczoraj jakoś mi się przypomniał, bo mówiłam, że ludzie walczący z kotami za to płacą, tylko on jakoś długo czeka. Wieczorem dzwoni do mnie p.Iza i mówi, że zmarł mu 34-letni syn. Nie ma gorszej rzeczy, niż śmierć dziecka, obojętnie w jakim jest wieku. Przysięgam, jestem osobą wierzącą, nie ośmielę się nigdy życzyć komuś nieszczęścia, to zresztą broń obosieczna. Współczuję mu jako człowiek. Niemniej jednak koty się jakoś mszczą, nie pierwszy raz się o tym przekonuję.