Wszystko biegiem ,biegiem robimy. Jakoś się nie możemy oboje wygrzebać. Gdzie te czasy gdy kotó było wiecej a wsio, łącznie z myciem podłóg, zostało obrobione. Wiem, nie wrócą już. Podłogi są i będą tylko już nie tak czyste na początku dnia .
Ranki zajmują mi malce, którym poświęcamy każdą wolną chwilkę. Zmieniają sie z każdym dzionkiem. Takie przecinki się z nich robią . Sasia bardzo schudła w czasie odrobaczania i choroby. Dzieci też jej nie pomagają. Pasiemy je by mamuni nie męczyły. To cudna, łagodna kocia. Mruczy cudnie. Zresztą dzieciska też. Teraz wszędzie ich pełno. Każdy dzień to nowe wyzwanie. Gdzieś zawsze należy wejść, wskoczyć, zwalić, przetoczyć... Telefony deczko umilkły ale nie do końca. Wczoraj ,kole 21 zajrzałąm na maila i moje modre oczy przeczytały jednego. Pani może kota zabrać już dziś nawet. Grzecznie odpisałam,że po nocy na chybcika kotów nie wydaję.
Zawsze też zadziwia mnie chwalenie się innych swoją wiedzą o kotach. To jest wręcz argument przesądzający o adopcji. Nigdy, mając ileś tam kotów rocznie, nie pochwaliłabym się moją "wiedzą" uważając ,żem najmądrzejsza (choć tak uważam

) Człek ciągle i ciągle się uczy. A przedstawianie siebie jako kociej mamy zawsze źle mi się kojarzy. Tylko jakoś ci co ta są mamami, tatusiami, wsio wiedzącymi... nie pchają się pomóc kotom w schronach, azylach...zaniedbanych, brudnych, chorych. Smutne to wszystko.
Wolny czas gospodarujemy także na Oponię z Wulkanikiem. Należy im w samotni głaski i dobre słowo. Oponka to już prawdziwa opona tirowska się robi. Napompowała się i prawie bieżniki jej wysadza. Straszny mruczak z niej. Wulkanek jeszcze smarowany na nosie woli być ostrożniejszy ale gada dużo ,opitala mnie i pomrukuje. Chudy jest. Bawią sie oboje dość głodno. Znaczy się Oponka go atakuje a potem rżnie głupa i syczy, warczy i klnie. Dobrze ,że są oboje.
Wczoraj zaginął nam Wojtek. Za diabła nie dało rady go odszukać. Janusz złaził na dół bo może diabeł zwiał. No szlag nas trafił ze strachu. Lejek z niego straszny, chory bardzo ale zero ulgi w duszy nie było z powodu zaginęcia. Ale na szafowej podłodze garniturek TZ spoczywał. Zeszlajany deczko . Podnosząc go zaskoczyła mi komórka umysłowa ,że może to Wojcia sprawka. Głowinę zadarłam pod sufit, oczy wywaliłam, światło zajopiłam i odbiło się w oku jednym. Co siedziało na najwyższej półce wśród ciuchów rozwalonych. Jest! Uff.