Byłam już w lecznicy z Lolusiem, dostał batalie zastrzyków, w tym antybiotyk na 3 dni, został też nawodniony i dożywiony podskórnie.
Miał przeszło 40 stopni gorączki i lekarz stwierdził, że to jakaś wirusówka nie do końca określona.
We wtorek do kontroli, ale gdyby nie jadł do jutra czy miał wysoką gorączkę to albo mam znowu jechać do lecznicy albo dać tabletkę tolfedynę którą też dostałam na w razie czego.
Biedniutki jest bardzo, nawet po zastrzykach, gdy go głaskałam to mruczał.
Nie ukrywam też, że maluchy dają mi popalić finansowo, bo to już zrobiły się setki złotych na nie same wydane, a przecież oprócz nich mam jeszcze 11 kotów, które też są chore przewlekle i wymagają leczenia.
