Po raz pierwszy od chyba 2 lat połozyłam się przed północą no i sama z siebie obudziłam już o 7
Co do malucha u pani plany są - koteńka jeszcze małe karmiła więc zabieranie jej całego stadka mogłoby być dla niej dużym stresem - maluch był zaopatrzony w czerwoną wstążeczkę na szyjce, aby było wiadomo kto zostaje. To podobno kocurek. Pani zapewniała że zostaje u niej i kotka też zostanie u niej, bo przecież koty strzegą domu, pilnują wszystkiego. Ponieważ jednak pani miała pięknego białego kota, który jej wpadł pod samochód, horacy7 będzie do niej zaglądać i będzie miała oko na małego i jak tylko troche podrosnie to go zabierze. Mama jak skończy karmić będzie miała sterylkę.
Maluchy żywotne bardzo, kręciły się przy transporterku, tylko jeden, najbardziej strachliwy i najmniej podobno oswojony z człowiekiem, uciekał nam i chował się za dużą szafą, ale pani złapała go "na mleko"

Pani nie pamięta dokładnie kiedy się urodziły, na pewno w marcu, ale czy na początku, czy w połowie, czy może pod koniec - tego już nie jest pewna. Ma zapisane w kalendarzu, ale nie pamięta gdzie on jest. Mówiła że mniej więcej w połowie marca się urodziły.
W schronie bez problemu zapakowałyśmy mamę z maluchami. Śmieszne było, ze omyłkowo wygłaskałam Wujka kocura myśląc, ze to matka maluchów

Był przeszczęśliwy i bardzo kontaktowy, proludzki, wywalił się na bok i mruczał..
Zanim dotarłyśmy do maluchów w dziwnym mikroskopijnym pomieszczeniu, w małej klatce wisiał na prętach i darł mordę maluch, który został przyniesiony dwa dni temu do schronu wraz z jeszcze jednym braciszkiem/siostrą - został sam, gdyż tego drugiego od razu ktoś wziął. Rozpaczliwie krzyczał, całym ciałkiem przywierał do tych prętów aby się wydostać, aby go ktoś zauważył. No i zauważył..
Potem poszłyśmy do drugiej części - wybieg plus "pomieszczenie" - razem w sumie wszystkiego ze 30m kw. Przy czym w pomieszczeniu o wymiarach 2/4 m kw są na ścianach na całej długości trzy półki z kocami - i na tym śpią koty. Wzdłuż jednej ściany na podłodze leży też materac, po drugiej stronie stoją kuwety i miski z jedzeniem. Na tym terenie mieszkają kocice - były wszystkie razem, te "wyglądającew na zdrowe" oraz te "z problemami skórnymi". Część z nieplanowanych do wzięcia od razu wchodziła do transporterków i nie chciała wyjść

, inne nie były zainteresowane.. Na mnie największe - niestety niepokojące - wrażenie zrobiła kotka, która cały czas, a byliśmy ponad 2 godziny w schronie , leżała zwinięta na drapaku (takiej półce od drapaka na kołku) i nawet nie drgnęła mimo ze cała akcja wkladania kotów do transporterów, nasze rozmowy, ilość osób, wszystko było koło tego drapaka

. Wg pani ze schroniska ona jest dzika - owszem, gdy TZ meksykanki do niej podszed to syknęła, ale nam to wygląda na depresję albo jakąś inną chorobę.
Mi było bardzo trudno ze względu na jedną koteczkę z leciutko przekrzywioną główką - cały czas kręciła się wokół nóg, ocierała, chciała być głaskana, wchodziła do transportera i była wypraszana.... niestety ze względu na główkę została tam...
Akcja z łapaniem Szósteczki była aktem desperacji, mojego cholernego uporu i braku zgody w życiu na to że coś mi sie nie udaje i niezwykłej determinacji, pomysłowości, zręczności, siły i wewnętrznego uporu i samozaparcia TZta meksykanki. Jestem mu bardzo wdzięczna, że gdy ja (chyba po prawie godzinie) gdy ona nam kolejny raz uciekła powiedziałam "zostawiamy ją" to on się nie zgodził. Próbowalam na walerianę - wszystkie były zainteresowane tylko nie ona. Najpierw była na wybiegu więc wiedziałam, ze będzie trudniej i że trzeba ją zagonić do tego pomieszczenia. Gdy wbiegła to horacy7 i meksykanka trzymały transporter na zewnątrz, przy okienku wyjściowym, tak, aby w razie czego mała wbiegła do środka transportera, a ja próbowałam ją złapać wewnątrz. Mała się skryła w tym przejściu, między pomieszczeniem a wyjściem na zewnątrz. wcisnęła się w kącik najbardziej jak mogła i trudno było do niej dotknąć, sięgnąć. dlatego trzeba było się położyć na podłodze.. Gadałam do niej, tłumaczyłam ze czeka na nią fajny dom, ze będzie miała ciepło i ludzi do głaskania i ze głaskanie jest przyjemne no itp bzdurki, którew wygaduję do kotów

Wzięłam szczotkę i głaskałam ją tą szczotką - delikatnie próbowałam popchnąć ale było wiadomo, ze ten numer nie przejdzie. Potem trochę się przemieściła w kierunku wyjścia i mogłam ją z trudem sięgnąć ręką i głaskać. Była zainteresowana whiskasem, ale tylko do granicy transporterka. Wtedy wszedł TZ meksykanki i powiedział, zę ją weźmie siłą

Też się musiła położyć żeby ją wyciągnąć ręką zaopatrzoną w koc. Oczywiście tych prób było kilka na przemian z ganianiem małej po kilku poziomach tych półek. Na szczęście się udało.
myślałam o tym, ale w końcu nie wzięłam spodni na zmianę , tylko samą koszulę. Jednak nie mogłam w takich brudnych, gdzie różne rzeczy miałam poprzyklejane do siebie, wsiąść do samochodu, w związku z tym nie pozostało mi nic innego (była jeszcze jedna opcja ale nie uzyskała aprobaty współpodrózujących

) jak załozyć je na lewą stronę

. Podobno wyglądałam świetnie
