ASK@ pisze:Pani Asiu, pani Asiu tutaj chodził taki wielki dzik. Ja się bałam bo wielki był. Mógł zaatakować.
Podekscytowana Pani Teresa biegła prawie za mną i opowiadała co się wydarzyło. Akuratnie do kotów wylazłam przed wieczorem. Ją zastałam siedzącą na ławce.
Potem szczegóły otrzymałam tajnym szeptem przekazane. Jak dzik chodził. Jak zaglądał pod krzaki. Jak się wywąchał przy ziemi. Jak się wszyscy bali a ona to najbardziej![]()
...
Nic co już nie widziałam. Ale uprzejmie wysłuchałam wszystkiego.
Przeprosiłam grzecznie i poleciałam dalej. Zaraz ciemno się zrobi a jeszcze las i korty przede mną.![]()
Szybko kotłownię obrobiłam czując oddech Pani Teresy na plecach. Niby taka ledwo łażąca a tu rączym kłusem za mną pobieżyła i zmaterializowała za plecamiCały czas o dzikunie nadając.
Złapałam siaty, wiaderko i poleciałam jeszcze wodę uzupełnić w misce. W planie miałam jeszcze ptasie pojemniki "przy lodach" obrobić. W tym celu podreptałam do kranu blokowego, co to jeszcze zakręcony nie został. I tu zmaterializował (jakiś dzionek cudów)mi się Leon. Dzieciak "od wody". Z daleka machał łapkami, coś pokazywał i krzyczał.
Ledwo zrozumiałam ale wreszcie załapałam. Chłopak krzyczał ,że tam gdzie idę to ...dzik śpi
![]()
I faktycznie. W pobliżu kranu, za marnym żywopłotkiem, pod krzakiem umęczony zwierzak wygrzebał sobie posłanko i zaległ w nim. Wydrapanie takiego "tapczanu" także musiało go umęczyć.Więc tym bardziej zasługiwał na odpoczynek.
Wyglądał niewinnie. Jak taka wielka maskotka
Leżał na boczku i drzemał snem sprawiedliwym. Nawet mu ucho nie drgnęło.
to chyba młody? bo taki niezbyt duży, albo tak wygląda