Nie mogłam jechać do Tysi
Łukasz ma dwa dni po 12h, potem jeden Off i znów dwie dwunastki.
Obiecał mi, że jak tylko będzie miał dwa dni wolnego,
to pojedziemy.
A u mnie urwanie głowy.Boże, czuje się coraz bardziej bezradna.
Ludzie dzwonią, że tu pies maltretowany, tu chory kociak,
a tam kotka z młodymi,
a ja kur…nie mam tego wszystkiego gdzie już umieszczać.
Np. przedwczoraj w nocy miałam akcję z kotką,
która po deszczu nosiła trzydniowe maluchy.
Dwa nie przeżyły – najprawdopodobniej utopiły się w kałuży,
bo kocina nie miała gdzie się podziać – schronisko odpada,
bo tam od razu usypiają.
Dziś dzwoniła następna, że jest chory kociak – ledwo chodzi i ma trzecią powiekę…
nie sypiam, nie jadam tylko myślę gdzie, co i jak.
Następna sprawa, cały miot naprawdę ciężko chorych kociaków –
część z nich oślepła, oczka im na wierzch wypływają…
Naprawdę dramat…
Na tymczasie, na który zawoziłam do tej pory koty,
pojawiła się jakaś choroba i dwa kociaki zmarły,
więc jest zablokowany, póki nie znajdzie się przyczyna choroby
i zwierzaki nie będą zdrowe.
I co mam zrobić z kotka z maluszkiem?
Chorym kociakiem i kociakami z ciężka chorobą oczu???
Troszkę ogarnęłam swoją piwnicę i kupiłam na Allegro klatkę (bo w sklepach inter, ceny są z kosmosu

) –
taką dużą 91/61 wys.72.
Pomyślałam, że tam umieszczę część kociaków do czasu ich
wyleczenia. Tylko taaa – "kupiłam" klatkę, ale jeszcze za nią nie zapłaciłam,
bo nie mam kasy, a tu jedzenie trzeba kupować na bieżąco.
I nie dosyć złego –
Uszatek unika mnie jak wody święconej –
chyba skubany wie, że mam transporter i chcę go złapać.
Pojawia się tak co 2-3 dni, ale zanim mama, siostra, czy sąsiedzi
dadzą mi znać, że jest, to jak wylatuję, to po kocie śladu nie ma.
Myślę, że wyprowadził się z Hurtowni i znalazł "metę" gdzieś w okolicy,
bo Pani z Hurtowni, mówi, że go nie widuje, a moi sąsiedzi,
że owszem.
Cwaniak wie, że tu papu pod dostatkiem i konkurencja niewielka,
to się skubany przeprowadził, tyle, że się ukrywa jak kameleon.
A
Smyk – Smyk już prawie zdrowy.
11-tego dostanie ostatnią tabletkę.
Je jak oszalały, smiga jak mały pershing i poluje na gołąbki – ostatnio
z
monitomi ratowałyśmy jednego-bo skubany go w locie
złapał – i choć nadal jest chudy jak patyk, to myślę, że to już tylko
kwestia czasu, żeby stał się kotem, jakim zawsze powinien być.
Jak skończy kurację, wykastruję go i zacznę podawać mu witaminki
na wzmocnienie "scanomune", które dostał od dobrej Cioci.
Do karmy, którą wystawiam dla Uszatka i Burka, też dodaję witaminek,
żeby przed zimą się wzmocniły.
Reszta kociaków jada w innym miejscu – to rozwiązało problem
bójek i kocich zaczepek.
Do juterka kochane Cioteczki – rany, nawet nie przypuszczacie jak
dobrze Was mieć.
Ta świadomość, że jest ktoś, kto myślami mnie wspiera
jest dla mnie.......
bezcenna –
przysięgam –
i dodaje mi sił.Dziękuję. 