Życie toczy się nadal.
Mój Mały (nie mały) Książę wybrał się do sklepu po żarówki.
Chodzi o TZ-ta znaczy się.
Takie specjalne do dziwnego kinkieta z łazienki. Skusiliśmy się na cenę tegoż, nie myśląc o innych problemach. Tak przyziemnych jak zakup świecidełka. Bo to wcale nie jest proste. Jak się okazało.
I nie w każdym sklepie wykonalne. By przyzwoitą cenę osiągnąć.
Namawiałam go by wykręcił tą walnietą. I wziął ze sobą. Co by na wzór było.
Spotkało się to ze sporym zdziwkiem. Musiało być ono wielkie , skoro słownie także wyrażone zostało.
Co on! On? On nie wie jaką kupić? To ja mogę nie wiedzieć. Ale nie
łon.Pojechał Mały (nie mały) Książę do sklepu. Znalazł dział odpowiedni. I ujrzał regał z tysiącem...żrówek.
Zamrał. Wzrok spanikowany i rozbiegany przemykał po tych tysiącach. I każda wydawała się pasowna.
Nie wierz pan swym oczom, rozgadał się sprzedawca. Najlepiej mieć ze sobą wzornik.
Zrozumial wtedy Książe Mały (nie mały) ,że tylko żona rację ma.
A żona poszła do sklepu i zakupiła to co należy.
Mając przepalone coś w łapce do porównania.
Wyślij chłopa do sklepu to...
Oczywiście za więksiejszą wartość.