Ale mocno w to wątpię.
Olu, mam nadzieję, że Maciuś pojawił się?
ASK@ pisze:Możliwe ,że pies sie wdarł?
Jędrzej zginął od potężnego ciosu w głowę, który bocznie spłaszczył mu czaszkę.
To "człowiek" przylazł zapolować

Przez lata koty na naszych działkach miały spokój, ale to się już skończyło.
Tegoroczny sierpień był dla mnie wyjątkowo trudny, z różnych powodów.
Ale najbardziej boli mnie ta bezsensowna śmierć.
Jędrzej był młodziutkim, zdrowym, dorodnym kocurkiem.
Miał sobie spokojnie bytować na działkach, pod moją opieką.
Nie oswoił się, nie ufał człowiekowi – miał rację! Ale i tak "człowiek" go dopadł.
A ja go nie uchroniłam.
Może by żył, gdybym zostawiła tę trójkę po kastracji na osiedlu?
Ale bałam się, bo samochody, bo groźby, próby trucia, postrzelenia...
Działki wydawały się bezpieczniejsze, "pojemniejsze", a przecież były już sygnały – zaginięcie Lolka, poturbowanie Agatki...
Zresztą pewnie wszędzie te koty by zawadzały

Ta śmierć będzie tkwiła we mnie jak zadra.
Podobnie jak sprawa Klary, matki "szkolnych" kociaków, która nie chciała być ani na działkach, ani na osiedlu,
i w końcu przepadła nie wiadomo gdzie.
Mogę tylko mieć nadzieję, że znalazła dom, o który tak wytrwale zabiegała.
Ale tego nie wiem.
Wczoraj po południu pokazały się po kolei prawie wszystkie działkoty. Niektóre jadły.
Siostra Jędrzeja, Nina, siedziała wysoko na drzewiastej tui i nie potrafiła zejść po cienkich gęstych gałązkach.
Musiała tam tkwić kilkanaście godzin (kocurka zabito prawdopodobnie poprzedniego wieczoru,
bo jego futerko było pokryte rosą).
Udało mi się ją stamtąd zdjąć i wyciąć kępki sierści sklejone żywicą.
Była spokojna, pewnie zmęczona.
W domu dalsza rekonwalescencja osiedlowego Maćka.
Mimo upałów, weci zdecydowali się na wycięcie bujającej tkanki.
Niestety, rana znów się rozlazła, i znów jeździmy codziennie na zastrzyki

Na szczęście, zmiany nie są takie rozległe jak poprzednio.