
Zrobiłam swój obchód. Zauważyłam, że nie tylko ja mam poślizg czasowy. Spotykani często pisarze dopiero pupili wyprowadzali. Czyli wszystko normalnie tylko czas deczko inny.
Gdy wyszłam z lasu zastanawiałam się czy robić swoje kółeczko czy odpuścić. Zerknęłam tęsknię w stronę drogi. Na żwirze kręcił się pies. Spory. Uważnie przeglądając resztki trawy. Ślepa jestem troszkę więc oczy wytrzeszczłam by rozpoznać osobnika. I rozpoznałam. To był dzikusiek. Samotnik. Kręcił się w przy końcu drogi robiąc przegląd śmieci wyrzucanych przez "ludzi". W sumie się ucieszyłam, że go widzę. Bo znikł. Żyje.
Jego deptanie ułatwiło mi podjęcie decyzji. Powłokłam się swoim trybem. Przez las i piachy.