

A to taki jegomość stanął na mojej drodze.
Rano, gdy szłam uzupełnić wodę przy lodziarni przede mną dreptał gołąb co ciągnął lekko skrzydło za sobą. Gdy podeszłam bliżej żwawo zmienił kierunek i zaszył się w trawach. Wróciłam do zostawionych klamotów i wygrzebałam ziarna słonecznika z myślą ,że mu dam. Trochę go szukałam bo już zdążył się przemieścić. Namierzyłam go na tyłach obiadowni Babci Lodzi. Przy garażach. I wtedy zauważyłam, że ma ranę świeżą ranę. Zgarnęłam więc osobnika, bo co miałam zrobić. Zostawiłam bambetle w krzakach. I zatargałam do domu. Krew sączyła się brudząc mi ręce i ubranie. Zapakowałam go w transporter. Transporter trafił do brodzika. Udałam, że nie widzę jak TZ wywraca oczami. I poleciałam z powrotem już uchetana jak fretka tymi biegami. Zrobiłam swój obchód koci. Zrobiłam swoje spacerostwo i powróciłam.
Zamknęłam się w łazience i wyjęłam delikwenta by dokładniej mu się przyjrzeć. Rana nie wyglądała dobrze. Ciągle sączyła się świeżą krew. Musiało się coś wydarzyć tuż przed moim pojawieniem się. Przydało by się ogarnąć to skrzydło ale u mnie brak wiedzy. Debatowałyśmy z Danką i wpadłam na "pomysła" ,że skoro Rita idzie do weta to i gołąb też do weta pójdzie

Zna się czy nie zna na gołębiach ale chyba oczyścić skrzydło umie. Postanowione. Córka już się śmiała ,że oczy wielkie wet zrobi gdy takiego pacjenta zobaczy.
Ptak miał na nodze obrączkę. Odczytaliśmy numer i usiadłam do kompa w celu poszukania ew właściciela. Trafiłam na stronę PZHGP gdzie podano instrukcję jak postępować ze znalezionym pocztowcem i gdzie się zgłosić. Znalazca ma skontaktować się z najbliższym związkiem. Najbliższy dla nas to Piaseczno więc znalazłam numer telefonu i uwiesiłam się. Nikt nie odebrał. Nie mogłam zostawić info na skrzynce bo przepełniona była. Grzebałam dalej i odkryłam, że ptasior jest z ... Zielonej Góry. Na ich stronie był podany nr do kontaktu. Zadzwoniłam. I o dziwo ktoś odebrał. Mimo wczesnej godziny. Tłumaczę panu co i jak. Dlaczego się naprzykrzam. Uzgodniliśmy, że wyślę nr obrączki SMS-em i poczekam na odzew. A on w swoich kontaktach właściciela odnajdzie, da mu znać i odezwą się. On albo szczęśliwy właściciel.
Powiem szczerze, że bardzo wątpiłam by posiadacz się ujawnił. Siedzę na ptasich grupach i często poruszany jest jest temat gołębi pocztowych. Taki delikwent wypuszcza kilkaset nawet ptaków. Wartość mają te co wrócą w przewidzianym czasie . Reszta jest barachłem i nie wzbudza zainteresowania . Więc "mój" fruwacz nie tylko nie trafił do rodzinnego gołębnika to jeszcze jest ranny i jakąś forsę trzeba zainwestować. Czemu miałby po niego przyjeżdżać?! No nic, szansę właściciel dostał. A my czekamy.
Nadszedł czas wizyty. Dwa transportery zapakowane. U weta w gabinecie wetka lekko oczko zrobiła widząc, że nie tylko Ritunia się zjawiła. Na pytanie kto jest w drugim, Danka stwierdziła ,że niespodzianka. "Już się boję" stwierdziła i zabrała się za Ritulę. Po jej obsłużeniu przyszedł czas na "jajko niespodziankę" .

I co? I to my zrobiłyśmy oczy

Bo wetka Karolina nawet okiem nie mrugnęła. Założyła rękawiczki, wyjęła ptaka i zaczęła nam wyjaśniać jak trzeba mu ranę obmyć i jak owinąć skrzydło by wola nie zablokować. Stwierdziła, że potrzebuje mały antybiotyku i p.bólowych. Musi tylko dawki sprawdzić w książce. Wyjęła grubaśna księgę, znalazła rozdział o gołębiach i nam pokazała. Poprosiła, by ptaka zostawić a ona go opatrzy w wolnej chwili jak przeczyta. Potem weźmie do siebie i zadzwoni an eko-patrol by do ptaszarni w zoo trafił.
No i kto dostał po pazurkach ?! Ano my. Nie wypaliła nasza niespodzianka. To nam ją zrobiono.
Czy Zielona Góra odezwała się?- Oczywiście, że nie!
Za to oddzwonił się pan z Piaseczna. Z lekkimi pretensjami dlaczego akuratnie do niego się zgłosiłam. Wyjaśniłam, że działałam wedle instrukcji co na stronie PZHGP jest umieszczona. Chyba wie co napisano

Powiedziałam, że ustaliłam ,że ptak jest z Zielonej Góry. Zapytałam czy pan, swoimi kanałami może połączyć się z tamtym kołem. Oraz ustalić kto jest właścicielem rannego ptaka. Jemu łatwiej bo w tym siedzi. Pan...nie może.

Nie ma sposobności. Nie posiada list właścicieli ...

Jakbyśmy nadawali na innych falach. Udał głupa i rozłączył się.
Tak dbają hodowcy o swoje zagubione, ranne ptaki
