
Wczoraj całkiem mnie rozebrało i odczułam mocno tzw zdrowie. Nie poszłam do kotów wieczorem ale dzielna Pani Tereska nie widząc mnie wieczorkiem,sama się rozporzadziła żarciem. Nawet o Szyli sklepowej pamietała. Jak zadzwoniłam ,że nie dam rady ,to już było towarzystwo obrobione. W pracy źle się czułam ale w domu mnie całkiem dopadły problemy żołądkowe. Starość qrwa ,starość. Za młodu się nie konserwowało żołądka to teraz odbija się brak smarowań.

Rankiem dzisiejszym koty czekały. Żywczyki nawet wybiegły na przywitanie dużo wcześniej. Żal mi serce ścisnął. 4 koty. Tylko 4 koty. A nie tak dawno las ogonków dyndał na wietrze czekając na mnie. Co z nimi się stało? Wykosiło je jak mnie dopadła choroba. Piękne, odpasione, obrobione...
Nie widzę teraz Cholernika. Nie wiem co z nim jest. Kudłate cudo nie pokazuje się już długo. Pewnie nie żyje. Żal, to taki piękny kot ale taki strasznie ludzi się bojący. Ogonek od zębów je. Wolniutko, spokojnie ale je. Nadal brudas wielki. Nie myje się. Ale żyje.Chyba jakoś sobie radzi. Kropka też dobrze wygląda. Tylko jakby "pieściła" się z michami. Zrobiła się okrutnie płochliwa. Jak jej się miskę postawi to od razu po wrąbek musi być. Każda dokładka powoduje jej ucieczkę. Obserwuję jak gryzie bojąc się powtórki z rozrywki czyli paszczękowych problemów.
Za niedługi czas trzeba budkami sie zająć. Jak co roku. Tylko ja nie przelezę przez płot w chwili obecnej. Muszę TZ-ta zmobilizować. A i termin należy wybrać taki by ludziom nie koliło nasze kręcenie się za płotem. Aż się boję co tam zastaniemy. Koty, tak chętnie siedzący w pakach lub na nich, odpuściły sobie ostatnio wylegiwanie tam. Co tam się dzieje? Co tam zastaniemy?
Ostatnio znów zakonnica się zmaterializowała jak kotom dawałam jeść. One się jej boją. Wyrosła mi za plecami machając parasolką. Drąc się w ucho chciała wiedzieć czy koty jedzą. Poprosiłam by odeszła bo koty straszy więc nie jedzą. Ale jej dyskusji się zachciało. Usłyszałam ,że ma prawo stać tam gdzie chce. Więc niech stoi. Zebrałam manele i poszłam sobie. Ale ta drepcze za mną i pyta ,kto daje na koty. Pytam po co jej taka wiedza? Na moje tradycyjne stwierdzenie ,że każdy może dać kotu jeść stwierdziła,że ona nie musi bo to...nie jej koty. Moje też nie. Ale ja muszę bo nimi sie zajmuję. Dlaczego ona się nie zajmuje? Nie musi ale może. Było jeszcze kilka zdań wymienionych ale skończyło się na tym ,że poprosiłam by nie podchodziła do mnie, nie rozmawiała ze mną bo ja sobie nie życzę kontaktów. By nie gadała mi o przyzowitości oraz należnym jej szacunku, bo noszenie habitu z automatu nie robi z niej dobrego człowieka. Nie mogę jej darować Niusi. I już.