
Kocurek z klatki schodowej chyba był kogoś z sąsiadów i myślę, że go zabrano do domu.A ten spod sklepu to taki mój wyrzut sumienia


U mnie w okolicy ludzie są życzliwi kotom, nikt ich nie skrzywdzi, nikomu nie przeszkadza podkarmianie, ale poza tym nikt nic nie zrobi, ewentualnie zadzwoni do fundacji.Tak było z Malwą i jej kociakami.Przyjechała panienka z fundacji, stwierdziła, że koty są dzikie i że nie może im pomóc.Wsiadła do samochodu i odjechała.Tym sposobem Malwa, Monia, Michaś i Majka zamieszkały u mnie w łazience.Wszystkie "dzikusy" już w swoich domkach.O tym, że nie można skreślać kota na wejściu przekonałam się dopiero po Bazylim.Chciałam odpuścić, ale "nękała " mnie dziewczyna z forum, za co jestem jej wdzięczna bardzo

Dzisiaj pogoda cudna


Byłam dzisiaj u p.Mieczysławy i mam kłopot.Muszę zabrać jej kotkę Mimi do weta.Strasznie to daleko, nie dam rady na piechotę, ale jakoś to załatwię.Mimi kuleje na nóżkę, ma ją strasznie opuchniętą, na górze jest jakaś rana.Próbuje ją wylizywać, ale p.Mieczysława wypchała rajstopy watą, zrobiła jej z tego kołnierz, nawet Mimi jest w nim ślicznie, ale to nie terapia.Mimi ma już 17 lat, nie ma ząbków i jest dzikuską.Mnie już trochę polubiła, dam sobie z nią radę.
Mam dość, naprawdę, doba jest dla mnie z krótka.