Puszczałam sie wczoraj późnawą godziną z...ogłoszeniami.Muszę przysiąść.
Jak wróciłyśmy z córką od weta to tylko zajrzałam,odpisałam na maile i zabrałam się za domowe porządki i gary. A dziś rano
apiać od nowa, jakby nie było nic ruszone. Przy wydatnej pomocy markecików udało mi sie pomyć podłogi. Któryś kot wymiotował w nocy na dywanik w łazience. Dokładnie to robił. Z sercem i pełnym żołądkiem.
Jagodzia lepiej.W większym spokoju zaliczyła zastrzyki.Nie wyrywała sie i nie gryzła.Brzunio zagazowany i wzdęty. Koopala marne.Temp brak.Apetyt też mierny.I to mnie martwi. Dzis kolejna tura.
Lilka wecikowi nie podobała się...zdrowotnie. Podobno dziecię przekarmiamy

Mamy postawić jedzenie i czekać by sama jadła. Fakt, kiedy ma być głodna jak ciągle podtyka sie jej pod nos smakołyki.
Niestety, dosłuchał sie jakis szmerów czy czegoś tam i zaaplikował zastrzyczki.Dzis kontrolka.
Igunia ostatni dzień kropelek.Oczko zdecydowanie lepiej.Ale chyba jeszcze nie czas odstawić. Doktorek zdecyduje.
TZ ma dyżur wetowski.
Reszta śmiga, bije się, bawi , demoluje miszkanie i żebrze w kuchni. Kolejność dowolna. Kuchnia na pewno jest stałym punktem zlotu jak Tż tam sie pokaże.