Zimno. Złapał przymrozek i ranki są mroźne. Wczoraj i dziś była makabra

Nawet nie wadził mi mróz i chłód. Bywało gorzej gdy zaczynałam swoja karierę kociary
Tylko ten okropnie silny i mocno zimny wiatr zabierał całe ciepło przenikając aż do kości. Musiałam wybić wodę ze zmarzniętych misek i szybko palce mi odmówiły posłuszeństwa. Zdrętwiały aż do bólu. Nawet wody nie mogłam normalnie napompować bo ciągłe podmuchy strumień rozpryskiwały. A wpierw musiałam opróżnić miski wszystkie bo miałam w kubełkach i butelkach gorącą wodę. A potem zrobić drogę odwrotną by każde stanowisko napełnić. Wietrzycho pustymi michami pobawił się i wywiał je w kierunkach różnych. Paniusia dreptała więc ciupiąc słabą już czołówką by je w mroku wypatrzyć. A potem... dogonić

Wlekłam się więc noga za nogą skulając się w sobie jakby miało mnie to rozgrzać. Pomyślałam, nie wiedzieć czemu któryś raz z kolei, o dawnych zimach. Śnieżnych, mroźnych, wietrznych. Gdy siedząc w domu zerkałam na świat przez szyby ozdobione fantastycznymi malowidłami Dziadka Mroza. Pokazywały kraje nieznane z nieziemskimi roślinami. Koronki utkane na szybach fantazyjnymi wzorami. Na które można było patrzeć bez końca i zawsze zauważyć coś innego, piękniejszego. Każdego mroźnego dnia były inne i wyprowadzały wyobraźnie na coraz to inne szlaki.
Teraz szyby są plasticzane . Czy to jest przyczyną braku malowideł? A może Artysta stracił wenę? Lub zrezygnował ze swej twórczości nie widząc podziwu dla dzieł swoich. Wpatrzeni w ekrany telefonów, zagonieni i zamknięci na świat nie dostrzegamy piękna jakie jest w około nas.
Zezłościłam się na siebie za te durnowate i płaczliwe refleksje.

Poruszałam palcami w kieszeni by choć trochę rozcieplić ich koniuszki. Dochodziłam do kotłownianej stołówki. Podniosłam wzrok by po zerkać za kotami. Musnęłam załzawionym okiem niebieskim stojące auta by sprawdzić jak stoją. Czy dam radę tyłeczek ogacony wepchnąć między samochodzik a parkan. By żarcie nałożyć. Moje oczko mrugło

ze zdziwienia i zatrzymało się na masce jednego z nich. Stanęłam i gapiłam się bezmyślnie. Powoli zamieniając zdumienie w zachwyt. Namiastka "dawnego" świata wróciła. Jakby przyroda czytała w mych ponurych myślach i choć odrobiną uroku chciała mi wynagrodzić nie fajny poranek.
W świetle latarni, na masce srebrnego autka, Malarz Mroźny wycudował specjalnie dla mnie swoje dzieło.
Obeszłam inne z zainteresowaniem wyglądając czy na nich też obrazów nie ma. Znalazłam tylko jeszcze jedne dzieło. Też na srebrzystym podkładzie. Reszta była "goła"
Popatrzcie, co mi ciemny poranek podarował.

Fotki nie oddają piękna . Światło latarni i mrok kradną urok.



