Będzie kulinarny monolog

Paniusia czyli ja, postanowiła zrobić leniwe. Zostało mi trochę ziemniaków z obiadu wczorajszego . Za mało na smażenie dla wszystkich . Za mało na kopytka. Miałam jeszcze biały ser. Nada się razem. Porcja spora wyjdzie

. Jest też zupa pomidorowa. Też nada się do chlipania luzem lub z makaronem.
Wyciągnęłam wiekową stolicę drewnianą. Kupioną jeszcze za...panny radosnej.
Postanowiłam trzymać się przepisu. Dlaczego? Dlatego, że ostatnie takie leniwe zeżarły tyle mąki ile w nie wepchałam. Przypadkiem mi się sypło dużo. Pazerne cholerny jednak były

Po ugotowaniu pewne trudności wystąpiły przy nakładaniu na talerz.

Ich nie uważne sypnięcie groziło...uszczerbkiem talerza

Takie twarde były. Kamienie brukowe prawie. Rodzina pogryzła bojąc się podpaść gospodyni . Ale o dokładkę nie poprosiła

Smażyć też nie chciała choć lubi takie przypieki . Co prawda nie zmarnowały się. Jadąc do wet zapytałam jej czy chce kopytka ubite jak pociski. Chciała. To dostała.

Jestem pewna (no, prawie

), że zostały spożyte bo ona nawet takich nie ugniecie.
Teraz miało być inaczej. Miały rozpływać się w ustach. Więc trzymałam się ostro ilości sypanej mąki. Zgniotłam. Kręcąc wałki miałam nie odpartą chęć dosypać mączki . Jednak się powstrzymałam. Nie to nie!
Nakroiłam klusków. Woda już wrzała ładnie. Wrzucam po jednym. Delikatnie mieszam by nie kleiły się. Potem to już same cuda były
Cudem pierwszym było to , że nie rozpłynęły się w... wodzie. Przelanie ich zimną było nie osiągalne gdyż pod wpływem strumieniem...zmieniały kształty na rozlane. Drugim, że utrzymały się w całości jako tako na talerzu. Rodzina zjadła. Owszem. Dokładki jednak nie chciała

Nic to, myślę. To co zostało pójdzie na patelnię jutro.
Trzecim cudem było to, że gdy kluchy poczuły jak temperatura im plecyki grzeje, rozpłaszczyły się tworząc breję plackową . Poddałam się.

Wywaliłam wszystko do kosza.
Ale były jak opisywano. Rozpływały się w ustach. Reszta to szczegół
