U nas jest lęk na temat ludzkich rąk, bliskości człowieka oraz dźwięków typu pralka, zgniatanie np. plastikowego opakowania, odkurzacza przy nim nawet nie próbowałam. Czyli pewnie całe życie przed bytnością u nas jednak w krzakach

albo co najmniej 80%.
Widocznie Miecia biedna krzywdy z rąk ludzkich zaznała. Ale skoro tak reaguje na dźwięki urządzeń domowych przeróżnych czyli nie powinny być jej obce. Chyba że w schronie się nasłuchała... czego tam się przy niej używało? bo dezodorantu chyba nie

ale ogólnie krzątanina pewnie była i jej odgłosy...
Mój dzikun do tej pory- po 10 miesiącach odwiedzin - trzyma dystans. Po 9 mies. dał się pogłaskać po główce, wczoraj pod gardełkiem (ściemniał, że niby śpi

) Ale ja od początku starałam się go głaskać i kot wydawał się wówczas jakby oszołomiony faktem, że ręka mu w łeb nie daje i że może się to nawet podobać. Potrafił nawet raz przyjść do mnie leżącej i zasnąć mi na ramieniu. Ale od ręki najczęściej uciekał, syczał, raz myślałam że mnie zaatakuje - było bardzo do tego blisko, okropnie był rozwścieczony (miał taki dzień, że chyba zaczął się z pozycji "miotam się i nie wiem czy polubić te łapy na sobie, czy nie" upewniać, że "jednak nie chcę"). Ja wtedy pomyślałam, że odpuszczę, bo zaczął się ewidentnie z pozycji miotacza negatywnie ustosunkowywać. I parę miesięcy przychodził praktycznie wcale nie głaskany, tylko jakieś tam ręce w pobliżu czy ocieranie się przypadkiem o niego. Po kilku miesiacach, 3-4 może, zaczął powoli się przełamywać. Głaskania do tej pory woli uniknąć, czasem gdy go głaszczę, miauczy w stylu "Daj no spokój", ale już od dobrych kilku miesięcy nie syczy na te ręce i często mimo wszystko widzę, że on lubi głaskanie, zwłaszcza w 1nym miejscu. Dystans sam zmniejszył, leży na tym samym łóżku, co ja, chodzi za mną czasem do kibelka

czy kładzie się przy nogach. Mnie się wydaje, że ja się rozpędziłam, a on te 80-90%b życia spędził w krzakach

i trzeba było mu czasu, by skumać, że moja łapa nie bije, a rozdaje żarcie, a dotyk niekoniecznie oznacza łomot. I jest to cudna sprawa

bo wreszcie mogę podejść i pogłaskać, a on czasem miauknie, jednak częściej jest to już akceptacja i nawet grzbiet wyciąga do mojej dłoni w górę czy mruży zadowolony oczy przy głaskaniu po łebku.
Po co to piszę. Mieczysława jest inna, ja się za bardzo nie znam na organizacji w schronach, ale jednak kontakt z człowiekiem miała już jakiś. Ona mi się wydaje na tych fotkach, filmikach typem straszącym i charakternym, ale pewnie po prostu potrzebuje czasu, by zaufać. Albo nas zaskoczy i oswajanie pójdzie ci szybciej niż się zdaje

Ona miała problem z miednicą, nie? Może się też dlatego dotyku boi, bo ją bolało ciało uszkodzone wskutek "złego" mocnego dotyku.
A, jeszcze coś: mam sąsiadkę, która miała kotkę identycznie jak mój oswajaną (też jej dawała jedzenie aż ta się na stałe wprowadziła po nie wiem jakim czasie, gdyż sąsiadki nie wypytywałam, nie znam jej dobrze) - w każdym razie ta kicia biegała za swoją panią do sklepu i tkwiła przy niej na ławce na dworze jak pies. Czasem jej się zdarzyło panią udrapać. Mnie też udrapała - chyba jej się wydawało, że ją uderzę (i znów ta ręka ludzka!). Tak chyba te typowe dziki często pokazują przyjaźń - tym, że po prostu są obok ciebie, siedzą czy leżą, chodzą za tobą. Widzę, że strach przed ludzką ręką dłuuugo w nich tkwi. Ale z tego, co tu czytałam, to nie reguła. Może Mietce to przejdzie w jakimś stopniu, ona i tak cię blisko siebie dopuszcza, a i "dar" do leżakowania zaakceptowała

Na filmiku faktycznie na końcu odwróciła łepek od zabawki jakby ją jakoś tam bez zachwytu, ale zaakceptowała

Takie tam chłopskie filozofie
