
Na początku byłem okropnym dzikuskiem, uciekałem i fukałem na ludzi, którzy podawali mi lekarstwa bo byłem chory. Bardzo bolało mnie oczko, nie było przy mnie mamy i było mi źle. Potem zaczęła przychodzić do mnie jedna dziewczynka z kręconymi włosami, udało się jej wziąć mnie na ręce - choć bardzo się broniłem - i ona zaczęła mnie głaskać po głowie i mówić spokojnym głosem, że nie mogę być taki niemiły bo nikt mnie nie będzie chciał. Bardzo mi się spodobało to głaskanie i przytulanie, więc postanowiłem, że już nie będę uciekał i fukał na ludzi. Starałem się być już grzeczny i niekłopotliwy w czasie zabiegów, jednak poza kilkoma osobami, które przychodziły się ze mną pobawić, nikt nie chciał zabrać mnie z sierocińca do własnego domu, choć potrafiłem już pięknie mruczeć i wystawiać brzuszek do głaskania, mimo że nadal bardzo bolało mnie oczko. Potem okazało się, że muszę być operowany, obudziłem się w nowym pomieszczeniu bez kocich kolegów, których wcześniej poznałem na szpitaliku. Oczko jakby mniej bolało ale nie widziałem za dobrze, nie wiedziałem co się stało, znowu byłem sam i strasznie płakałem i płakałem. Chciałem żeby ktoś do mnie przyszedł, wziął na ręce i mocno przytulił.
Teraz już mnie nic nie boli, nie mam jednego oczka i słabo widzę ale mimo wszystkich przeciwności staram się być dzielnym kocurkiem, w końcu mam już 6 miesięcy. Czasami zdarza mi się żałośnie popłakać w samotności bo jestem przecież mądrym kotem i już wiem że niewiele jest wspaniałych ludzi, którzy nie będą zwracać uwagi na brak oczka i mój słaby wzrok, pokochają mnie takim jaki jestem i zapewnią mi bezpieczny dom. Bo ja strasznie chciałbym zamieszkać u kogoś, kto będzie mnie często przytulał, a ja będę wtedy mruczał i mruczał ze szczęścia. Nazywam się Matador, czekam na Ciebie w krakowskim schronisku dla bezdomnych zwierząt, weź mnie ze sobą do domu i nazwij mnie jak chcesz.