Wróciliśmy od weta. Mimo, że przyjechaliśmy przed terminem otwarcia i tak nie byłam pierwsza.
Juluś bierze metronidazol bo mu jelitka siadły deczko. Powróciły brzydkie kupale jakie walił na początku. Badania ok tylko jakiś stan zapalny się tli.
Klara załapała incydent z pęcherzem. Nie stawiła się 2 razy na kolacje ,znowu przyłaziła cyckać mój sweter (co już było niepokojące dla mnie) i wreszcie...złapałam ją jak kręci się w kuwecie i zostawia małe "kluseczki" moczu. O dziwo Janusz bez słowa przyjął do wiadomości,że Klarcia musi zaliczyć lekarza. Więc krew popuszczona została (badania ok tylko jak u Julka stan zapalny jest) leczenie wdrożone.
No i Nasza Droga Rita zafluczyła. Bez gorączki za to z glutem wiszącym u dziurki w nosku.
Nie pojechał Lewusek. Dlaczego? Ano dlatego, ze waga prawie 9 kilogramów jest nie fajna dla transportera przeznaczonego dla ...dużych kotów

Podniesiony zapełniony kontenerek dostaje luzu przy bolcach zamknięcia i luzuje się kratka otwierająca. Lewuś znowu ma coś z noskiem czyli kicha okropnie i czasem "woda" się mu "leje". Pomyślałam, że dobrze by było wymaz zrobić ale muszę pożyczyć coś stabilnego. Od kiedy w dwóch super nioskach

urwały się rączki

i Lewus trzepnął o chodnik

, wolę uważać. Mam stracha i jakąś fobię. Gdyby on uciekł padłabym ze strachu i zmartwienia.
Transportery gdy wypuszczamy się na wizytki "zdrowotne" są jeszcze tyrtyczkami ogarnięte. Ale przy tym "specjalnym" wcale ten sposób nie zdaje egzaminu. Luzy są i tyle.