Kiedy u mojej 3-miesięcznej Juli równo pół roku temu zaczęto podejrzewać chłoniaka, zaczęłam w rozpaczy podczytywać wieści o tej chorobie. Chyba na forum. Doszło do mnie, że pewnie przed ukończeniem roku powinna umrzeć, jeżeli jest na to chora. Nawet pisze się to strasznie..
W sierpniu zrobiono biopsję. Dramat. Chłoniak.
Dr Jagielski (onkolog z Białobrzeskiej w W-wie) przekazując mi te wieści przez telefon twierdził jednak, że interpretacja materiału do badań jest bardzo subiektywna, tym razem wyjątkowo (wakacje) nie robił tego ich patolog, z którym zawsze współpracują i wg niego u Julki powiększone węzły są spowodowane tylko wymianą zębów i mamy zachować spokój. Szczególnie, jeżeli kot się dobrze czuje.
Wczoraj byłam na badaniu u dra Jagielskiego. Wykluczył chłoniaka ponownie, nawet nie widział potrzeby robienia ponownej biopsji, utrzymał wersję dot. zębów i powiedział, że gdyby mała miała chłoniaka, to by się dobrze teraz już na pewno nie czuła.
Przekazałam te wieści Pani Zuzi, która być może adoptuje Juleczkę jako starszą siostrzyczkę do swojej Strzałki. Nawet wczoraj dojechała do mnie do lecznicy, żeby się zapoznać z Juleczką. Julcia i Strzałka mają podobne charaktery, są bezstresowe, wesołe i śmiałe, więc powinny się pięknie dogadać. Musimy tylko wyleczyć julkowego grzybka i wysterylizować dziewczynę.
I zaczynamy mam nadzieję Nowy Rok szczęśliwie..
Aż się boję być tak odważna..
