No, mam nareszcie chwilkę czasu.
Lucuś wychodzi ze mną od czasu do czasu na spacerki, bo chyba zazdrości kolegom i okropnie jojczy na oknie, kiedy widzi nas w ogrodzie.
Podoba mu się, choć nerwowo trochę reaguje na różne rzeczy (dzięki czemu mam piękną sznytę na przedramieniu

), złamał lampkę słoneczną i takie tam - we Wrocławiu na spacer chyba bym się go bała na razie zabrać.
Ostatnio zaintrygowało go co też takiego jest za ogrodem i stertą skoszonej trawy, no bo koledzy gdzieś tam znikają

A tam kawał łąki - trochę ciekawy, a trochę straszny

Można zniknąć w chaszczach; no prawie, bo ogon jednak widać

To i owo poniuchać i obejrzeć z bliska

Trochę się wystraszyć bażanta - fakt, hałaśliwie startuje

A potem wrócić do ogrodu, sycząc na mnie przy okazji

A taki widoczek mam czasem czytając w wyrku
