Inspektorka ma poczatek kociego kataru
Pobieglam do pobliskiego weta bo stwierdzialam, ze z czyms takim dosc prostym do zdiagnozowania sprawdze przy okazji jacy sa.
Wchodze kulturalnie i na pytanie z czym Pani do nas odpowiedzialam:
- Z dzikim kotem co ma koci katar.
Mina weta bezcenna
Ja: To znaczy z takim poldzikim. Ona sie tylko boi i kuli, nie atakuje.
W skrocie kilku zdaniowym opowiedzialam histrię Inspektorki.
Mina weta jeszcze bardziej bezcenna
Po czym pada jego pytanie:
- Ona jest szczepiona.
Ja: NIE
Wet podszedl do malej jak do jajka. Kilka razy zblizal i uciekal reka patrzac czy przypadkiem nie zaatakuje.
Zostala zbadana.
W: Ten kk to Pani sama zdiagnozowala.
Ja: Tak a to cos innego jest
Tempertura ok, gardziolko zaczerwienione, oczka takze, cieknie z jednego delikatnie, powiekszone wezly - poczatek kk jak nic

.
Dostala leki i kropelki.
Wet poprosil abym na kontrole obowiazkowo przyszla do niego
Teraz musze 3 razy dziennie lapac mala to bedzie jazda
