mnie oburzyło co napisałaś...
w tamte lato podjechała do mnie pani z 3 kociętami i innego miasta
I pojechała.Rano znalazłam 3 maleńtasy w kałuży przed domem..dwa nie żyły jedna uratowałam.Kilka miesięcy ,zapalenie płuc, itp...Jest chorowita,na wspomagaczach.Zostawiłam ją u nas mimo tego ,ze postanowiłam nie powiekszać stada.Wiem,ze nie kazdy zna się na kotach, a czasami wystarczy kilka godzin,żeby kot umarł bez fachowej weterynaryjnej pomocy.
W lodówce mam "arsenał"leki ratujące życie,antybiotyki,leki przeciwwstrząsowe i na pobudzenie akcji serca.Mieszkam na wsi i CIĄGLE cos podrzucaja, zbieram z ulicy wyrzucone bidy z miasta(bo mieszkam w dużej wsi)Od razu widac,że zwierzak jest wyrzucony.Zdezorientowany kreci się w kółko,szuka pana(pies).A psy wieszaja nam na płocie z tyłu posesji w nocy.Przeważnie stare, ślepe i nikomu nie potrzebne
Robie co mogę,płace za weta,żebram w TOZ -ie pomoc finansowa jak trzeba ratować życie, czy sterylizować co złapię, szukam tymczasu.
Nie jest to proste.Ostatnio wróciły mi 3 koty z adopcji i niestety juz ich nie wydam.Wróciły wychudzone,przerażone...Chyba lubią nasze stado, bo od razu zaczęły jeść, biegać, miziać się do nas.i tak mam kolekcję 21 kotów obecnie.I zapowiada sie jeden tymczas dla koteczki (do leczenia oko)i czekam na decyzje w sprawie Maxa.Jesli znajdzie dom -super,ale jak wyjdzie,ze ma białaczkę to zadeklarowałam,ze go przyjmę na tymczas(mam nadzieje,że nie wieczny)
Zwierzęta czują...to chyba wiesz...
Napisałaś"Akurat w tamtym fragmencie bardziej chodziło mi o namnażanie. Ale racja. Ktoś w ogóle kontaktował się z tą osobą? Czy głucho?"
Jessi 74 sie z nią kontaktowała

