Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Pon mar 21, 2011 6:55 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Bezogonek (teraz już nazywa się Miś :)) został złapany. Dzisiaj czeka go kastracja. Jest w domku tymczasowym. W środę wyniki badań na Felv i Fiv i wszystko będzie wiadomo.
Tutaj jest watek Misia - jeśli ktoś jest zainteresowany jak sprawy idą oto link:
viewtopic.php?f=1&t=125387

kiweczka85

 
Posty: 163
Od: Czw sty 03, 2008 21:22
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon mar 21, 2011 9:40 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

viewtopic.php?f=13&t=125656 Te koteczki też pilnie szukają. Biedactwa!

grajda

 
Posty: 2469
Od: Pt mar 13, 2009 9:06

Post » Pon mar 21, 2011 18:34 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Kiweczka85 napisała:
Chodzi generalnie o to, że chciałabym od razu kota w miarę zdrowego (w senie nie nosiciela żadnych zakaźnych chorób) z dwóch powodów: Ja i TŻ nie mamy zbyt dużych środków na drogie czy długotrwałe leczenie kota, on pracuje ja z powodu kiepskiego zdrowia na razie siedze w domu.
Ponadto mieszkamy w kawalerce i nie mam za bardzo możliwości oddzielenia kotów na czas ew. leczenia itp.


i o to też mi chodziło. Wiem ILE kosztuje normalne życie kota - od parudziesieciu lat była zawsze w domu para kot+pies.
Ale ponieważ mieszkam sam, nie mam autka, to myślę, łatwo sobie wyobrazić podnoszenie kosztów w razie choroby - i tu mam na myśli choroby jw. Nie oszczędzam na kocie - je karmę specjalistyczną i inne dobre rzeczy :D . Oszczędzam na sobie :mrgreen: - oczywiście bez przesady. Ale na forum ciągle widzę prośby o pomoc w leczeniu itd. - i wydaje mi się to normalne oczywiście, bo sytuacje są różne.
Nie wiem czy się nieczytelnie wyraziłam, czy zostałam źle zrozumiana.
Nie 'dążę ' do posiadania kota - bo to akurat łatwe do zrealizowania wyjątkowo - tylko , powtarzam się, chciałam komus pomóc, komu będzie lepiej w domu niż np. w schronie. I chyba też o to chodzi Kiweczce :D
Chyba, że uwagi były nie do mnie, a w przestrzeń :?
Prawo i Sprawiedliwość jest najbardziej mściwym gangiem politycznym w Europie./Davies

Obrazek
"Lepiej czasem zapalić małą świeczkę, niż przeklinać mrok.."

morelowa

 
Posty: 25739
Od: Sob gru 19, 2009 10:38
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon mar 21, 2011 19:03 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Każdy mój kot wzięty ze schroniska na wejściu pochłaniał od 150 do 300 złotych.
Ogólnie rozumiem, o co Ci chodzi, ale najczęściej te "fajne" koty mają już domy. Te, które ich nie mają, to są te, które potrzebują pomocy, głównie opartej na zasobach finansowych :/

Szalony Kot

 
Posty: 23304
Od: Pt wrz 24, 2010 13:01
Lokalizacja: Grodzisk Maz./ Warszawa

Post » Pon mar 21, 2011 19:18 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Hej Morelowa :)
Ja od kilku lat miałam dwa koty więc wiem z jakimi kosztami to się wiąże. Utrzymywanie na codzień w miarę zdrowych kotów nie przychodziło nam z trudem, na żwirek, dobre karmy, odrobaczanie, szczepienia zawsze musiało być i to było brane pod uwagę przy każdej wypłacie (najpierw potrzeby kotów, potem my). Moje koty nie były jednak idealnymi okazami zdrowia - Czarek miał biegunki, niewytłumaczalne bo żadne odrobaczanie nie pomagało. Aż zrobiliśmy badania i okazało się, że trzeba będzie zastosować kurację Metronidazolem. Pomogło. Potem Czarek zaczął do krwi wylizywać łapkę - tutaj też jeździliśmy do weta, każda wizyta, maście, leki - kosztowały. Wtedy pamiętam panikę, strach, czy damy radę się wypłacić, teraz myślę o tym, że daliśmy radę, nawet jeśli trzeba było dorobić w jakiejś dodatkowej pracy, pożyczyć pieniądze. Zresztą weterynarz wiedząc że mamy dwa koty, wyrwane z trudnych sytuacji też obniżał nam ceny. Starczyło mi nawet na przebadanie Borutka na testy Felv, Fiv, czy ma cukrzycę itp., bo ja taka jestem że lubię wiedzieć i się nie martwić. Ale najgorsza próba nadeszła jak Borutek połknął jakiś przedmiot (najprawdopodobniej nakrętkę od śrubki) i się zatkał w jelicie cienkim. Nie jadł, nie pił, wymiotował żółcią. Wizyty u weta były codziennie, nawadnianie kroplówkami, antybiotyki, środki przeciwwymiotne. No i codziennie zdjecie RTG czy ciało obce w jelitach przesuwa się ku wyjściu czy trzeba będzie robić operację :/. Każda z wizyt to było jakieś 100 zł (w tym 50 zł rentgen), w związku z tym po 5 dniach wydaliśmy ok. 500 zł. I jeszcze była możliwość, że trzeba będzie jednak operować, a koszt operacji to kolejne 500 zł. I tutaj pojawiła się z pomocą cała moja rodzina. Mama, babcia, dziadkowie chcieli nam tę kwotę pożyczyć, a nawet podarować w razie potrzeby. Ja mam o tyle dobrze, że mam wsparcie w rodzinie, wiem, że mogę na nich liczyć w razie jakiejś tragicznej sytuacji. Wiedzą jak kocham moje koty. A wiadomo - w przypadku operacji trzeba podejmować dezyzję na już.
Wydaje mi się Morelowa, że gdyby u Twojego zwierzaka wystąpiła jakaś ciężka sytuacja, choroba - to albo spięłabyś się w sobie, dorobiła, pożyczyła, albo by ci nawet ludzie z Miau pomogli. Bo widzisz, mnie już doświadczenie nauczyło, że wzięcie "w miarę zdrowego kota" nie oznacza, że nie zachoruje on w przyszłości :/, albo ulegnie wypadkowi. Zresztą sama chyba coś o tym wiesz. Więc wydaje mi się, że jeśli czujesz się choć trochę na siłach i uważasz, że raczej dasz sobie radę w sytuacji krytycznej to może jednak powinnaś wziąć kota? Natomiast jeśli jesteś np. tak bardzo chora (to przykład), że nie jesteś w stanie w ogóle pracować, czy dowieźć kota do weta (albo donieść, nie wiem jak daleko u Ciebie jest wet) no to bym wtedy się nie decydowała.
A ja jeszcze powiem, że czuję, ze mi głupio trochę od tych wszystkich komplementów, jaka to ja wspaniała itp :P, bo mam wrażenie, że to nas - ludzi obowiązek pomagać tym najsłabszym i najbezbronniejszym. Oczywiście na miarę naszych możliwości.

Aha, a co do tego co napisałam: "Chodzi generalnie o to, że chciałabym od razu kota w miarę zdrowego (w senie nie nosiciela żadnych zakaźnych chorób)" to najbardziej chodzi mi o dobro mojego rezydenta. No bo tak:
- Panleukopenia - wiadomo - wyrok
- Koci katar - ciężko się leczy
- Fiv - również nieuleczalny
- Felv - kuracja interferonem i wszystkimi innym lekami, to naprawdę horrendalny wydatek - rzędu kilku tysięcy złotych nawet.
Stąd wynikły moje prośby na testy Fiv i Felv, Panleukopenia i KK zostaną załatwione szczepionką. Mogłabym teoretycznie zaszczepić swojego rezydenta na białaczkę (gdyby u Misia wyszło Felv+), ale z powodu nie potwierdzonej do końca skuteczności tej szczepionki i możliwości wystąpienia mięsaka poszczepiennego stwierdziłam, że nie będę ryzykować. W razie wystąpienia mięsaka (nowotwór o dużej złośliwości) trzeba często amputować kończynę w która została wykonana szczepionka. A Borutek - ma już tylko 3 łapki. Więc nie mogę ryzykować.

kiweczka85

 
Posty: 163
Od: Czw sty 03, 2008 21:22
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon mar 21, 2011 20:17 Re: Warszawa-Chciałabym adoptować kota. DOKOCENIE.

Szalony Kocie
ja jednak musiałam się niewyraźnie wyrazić :) - wiem ile kosztuje kot. Mam w domu zapas kociego żarcia [RC -cokolwiek się o tym mówi :mrgreen: ] i żwir na rok :mrgreen: . Jednego kota miałam 17 lat -ostatni rok chorował na nerki, leczony do końca. Morela [jak już tu pisałam] ma 8 lat, wet przyjeżdżał do domu. Pies miał 15 - chorowała przez rok, zabiegi, leki, usg co miesiąc, badania krwi... I nie kasa była największym problemem, tylko noszenie do taksówki, po schodach, taszczenie dużych paczek pieluszek itd.
Więc jestem przytomna i zorientowana. Nie wiem co to są 'fajne' koty. Ale jeśli masz na myśli te piękne i zdrowe, to jakbym takiego chciała to bym dawno miała 5. W pierwszym poście napisałam, że nie chce na siłę.
A, i to co pisałam o Melonie - nie zastanawiałam sie jak trzeba było ratować.

Kiweczka
Oczywiście, że moge liczyć na rodzinę finansowo - nie mam jej po prostu w Opolu, więc jest mi głównie ciężko logistycznie :) Wet też mi dawał rabat przez długi czas, lecząc sunię. Taksówkarze mnie chyba wszyscy znali i byli bardzo przyjaźni, robili miejsce z przodu... Ale oczywiście, staram się oszczędzać ...np. na fryzjerze przeliczając to na saszetki :lol:
Nie, nie jestem chora, ale jak każdy mam kręgosłup i te wszystkie noszenia dały mi w kość [i krzyżyki na karku :twisted: ] i właśnie doniesienie kota w kontenerku na drugi koniec miasta nie wchodzi w grę.
Morelę wzięłam z podwórza, żeby jej nie rozjechało i trafił mi sie dobry egzemplarz - tylko raz zachorowała, ale za to porzadnie - leżała w domu pod kroplówką :(. Teraz jest super radosny kot.
Rozumiem jak Ci było kiedy kotki chorowały .
I tak jak w pierwszym poście - podstawą jest żeby NIE GRYZŁ MORELI i uprzedzając uwagi ewentualne :wink: - wiem, że nigdy nie wiadomo jak koty na siebie zareaguję, dlatego biorę pod uwagę bycie najpierw dt.
I się podpisuję pod ostatnim akapitem Twojego postu, bo już nie mam czasu dziś dużo :) . Morul jest szczepiona,ale też nie na białaczkę.
A teraz jeszcze przeczytam o Misiu, bo nie zdążyłam :love:
Prawo i Sprawiedliwość jest najbardziej mściwym gangiem politycznym w Europie./Davies

Obrazek
"Lepiej czasem zapalić małą świeczkę, niż przeklinać mrok.."

morelowa

 
Posty: 25739
Od: Sob gru 19, 2009 10:38
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 36 gości