Oto przybywam moi drodzy, niestety dziś jako posłaniec złych wieści

byłyśmy z Mru, która dziś oficjalnie i przy niewinnych świadkach została przemianowana na Kupę [o tym zaraz], ściągać opatrunek. Otóż udko naszego kurczaczka goi się pięknie, bo i niewiele mogło tam pójść źle... natomiast piszczel maleństwa przez ten tydzień nie zrósł się ani odrobinkę. Jak się okazało nawet w jednym miejscu nie chwycił

Jutro Mru znów będzie operowana... trzeba te uparte kosteczki niestety śrubować.
Dr bardzo chciał tego uniknąć, bo i zabieg nieprzyjemny i rekonwalescencja bolesna... na dodatek kicia nam cały czas rośnie, ale kości, które są całkiem luźno nie pozostawiają nam wyboru.
W tej chwili malutka czuje się dobrze, jest troszkę słaba po narkozie, ale zjadła porcyjkę jedzonka i dostała troszkę płynów podskórnie na wzmocnienie, więc myślę, że dojdzie do siebie... niestety jutro znów zostanie poddana narkozie

ale wierzę w nią bardzo, to jest bardzo silny i wytrwały egzemplarz, myślę, że szybko dojdzie do siebie i zapomni o całym bólu, który przyszło jej znosić

A teraz trochę weselej

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego Mru nazywa się teraz Kupa (albo wedle mojej propozycji Kałomocz)... ano gdybyście jechali z nami samochodem, to wiedzielibyście, na czym polega twardzielstwo i męskość*
Nie było kupy... wczoraj młoda znów dostała niewielką ilość parafiny, no bo ile kot może jeść i nie pęknąć. No i tak już sobie myślę rano, że jak już będziemy u dr to jednym rzutem na taśmę przy okazji głupiego jasia zrobią dzieciakowi lewatywkę, a niech ma jak nie chce po dobroci

No i jak się już pewnie domyślacie, przyszło nam wychodzić, a po kupie ani śladu (no chyba że mówimy o tej poprzedniej

)
Modląc się w myślach jedziemy z Zołzikiem na Klynyki... no i dobrze, że dziewcze było ze mną... bo w jakiejś 1/20 drogi poczułam ciepło na transporterze ... poszedł sik. Wiecie, że da się zmienić zasikany podkład na przednim siedzeniu auta, rozłożywszy uprzednio transporter na części pierwsze?

Otóż można. Radośnie zamknęłam transporter i pogrążona rozmową z Zołzik kontynuowałam beztroską egzystencję... i wtedy poczułam TO.
TO unoszące się w powietrzu mogło oznaczać tylko jedno... KATASTROFA.
Tak, Mru robiła kupe... biedna Zołzik, która jest wrażliwa na pewne rodzaje aromatów nie wytrzymała, zatrzymała auto na wysepce dla autobusów i poszła poskramiać odruchy fizjologiczne. Ja tym czasem wróciłam do czasów dzieciństwa i prawie jak na zajęciach z plastyki wyciągałam TO z otchłani opatrunku.
Tak oto Mru została Kupą.
Jako że ten zapach prześladuje mnie nawet kiedy piszę tego posta, wiem na pewno, że moje życie nigdy nie będzie już takie
samo. Kupa będzie ze mną już zawsze, jeśli nie ciałem, to zapachem na pewno...
Myślę, że z Zołzikiem też.
Ucierpieli niewinni studenci, którzy przez chwilę byli skazani na przebywanie z Kupą w jednym pomieszczeniu zamkniętym...
a pan dr... cóż, trudny to jednak zawód
Całe szczęście nasza Kupa nieszczęścia otrzymała nowy opatrunek, tym razem z przezornie nieco bardziej odsłoniętym OTWORKIEM na kupę. No i ma tylko jedną nogawkę, w związku z czym dziecko otrzymało dzisiaj pampersaaaa

ażebym już nigdy nie musiała mierzyć się z kupą w takich nieludzkich cierpieniach.
Oto i ona:
>kliknij na zdjęcie, aby powiększyć<

*męskość polega na tym, że mężczyźni nie jedzą miodu - prawdziwi mężczyźni żują pszczoły!