Sorx za długą ciszę, ale dawno już nie byłam aż tak chora. Ostatni raz w dniu śmierci Mamy, kiedy to zaginęła w szpitalnej ewidencji i musiałam Jej szukać w kostnicy (przeżycie z gatunku doprawdy niezapomnianych

), łupnęły mnie wtedy wrzody, ale trzymały krótko. A teraz trzyma mnie drugi tydzień. Nie brałam niczego konkretnego, bo nie chciałam zafałszować wyników. Teraz dostaję największą dawkę najsilniejszego antybiotyku i nie nadaję się do niczego. Na domiar złego Buras postanowił chorować razem z pańcią, wierny Karusek, cholera. Codziennie jeździmy z nim na kroplówki, ale o tym w wątku Filozofa napiszę może jutro. A Protem też mamy problem, ale już piszę po kolei. Trochę to potrwa, bo fotki trzeba obrobić.
Najpierw udostępniliśmy Protazemu sypialnię. W sypialni urzęduje głównie Buras, a on nawet zdrowy prezentuje postawę pt "a ja, panie poruczniku, to wszystko serdecznie pier..lę" więc nie obawialiśmy się awantury. Prot zwiedził wszystko... no prawie wszystko.

Wyglądał na zdziwionego własnym sajzem, ale sądzę, że jakby się przyłożył do rozpłaszczenia, to by się zmieścił.

Wstępnie zbadał miękkość naszego małżeńskiego łoża.

Potem przyszła kolej na zwiedzanie parteru. Okienko zostało zastawione fotelem ze zdumioną tym faktem Sielawką i Prot został zniesiony po naszych budowlanych schodach. Zwiedzał tu zwiedzał tam, trafił do okna... acha, to tędy się wychodzi...

Nie zauważył Sielawki - a może ją zlekceważył, w każdym razie dostał prewencyjnie po mordzie. Ot tak, by wiedział, kto tu jest największą jędzą. Miał minę jak Sthur w "Seksmisji" "O matko, kobieta mnie bije...?"

Nie przeszkodziło mu to zwiedzać dalej, obejrzał kuchnię a także zapoznał się z psią stołówką.

Posunął się na koniec do wskoczenia na kocią stołówkę i bezpardonowego wyżarcia resztek, ku oburzeniu Celiny za szybą. Zerkał na nią czasem i całym sobą mówił "naskocz mi na pukiel, hehe"

cdn...