Hmm... mam kwadratową głowę od tej sprawy... Postaram się odpowiedzieć na wszelkie wątki:
1. Sprawa jest bardziej delikatna niż myślałam... Z właścicielką kotów trzeba uważniej niż z jajkiem. Ona zdaje sobie sprawę, że to ją przerosło, ale łatwo się chowa w sobie i wycofuje. Wtedy trzeba zacząć od nowa nad nią pracować. To co obiecała mi dziś, to to, że chce oddać koty, które nie mają jeszcze roku - przede wszystkim te 2 rudaski. Jak załatwię leczenie - zgodzi się leczyć tego kalekiego. Z oddaniem go - obawia się, że nikt nie będzie się nim dobrze zajmował, bo on rozciera kupkę po podłodze itp itd. Inna sprawa, że właścicielka się przywiązała do tych starszych i z nimi się nie rozstanie...
2. Będę cały czas w kontakcie z właścicielką - bo tu bez ręki na pulsie i wyczucia nic nie zdziałam. Mam tylko ogromną nadzieję, że nic się złego w między czasie nie wydarzy...
3. Sterylki... Nie wiem, czy uda nam się przekonać panią do kastracji jej kotów. Pewność można mieć wobec tych, które odda na stałe. I do tej kotki w ciąży, bo już ma dość podrzucanych przez nią małych...
4. Kotka w ciąży - pytaliśmy wczoraj wetkę o sterylkę aborcyjną, ale już jest za późno. Kotka ciągle poleguje i szuka już sobie kąta - więc poród to kwestia dni.. (?). Sterylkę można niestety dopiero później. Kociaki będzie można zabrać - ja to bym ją od razu złapała zanim urodziła, ale nie mogę działać tu na siłę... Ona jest pół dzika - trzeba by ją wziąć na siłę (jeśli się nie schowa w krzakach...). Problem jest taki, że ponoć w każdym miocie rodzi się kaleki kociaczek - najczęściej ślepy (matka ponoć też nie bardzo widzi.. ). Ten kaleki kociaczek w wyprostowanymi nogami (dziś zauważyłam, że też chyba ślepy) to też jej dziecko z poprzedniego miotu. Gdyby było miejsce gdzieś przy lecznicy lub azylu, gdzie można by ją z małymi umieścić. Tyle, ze musiałabym przekonać panią, że to się naprawdę uda - bo ona się boi stresować kotów... hm, pytanie co lepsze.
5. Kotek "narciarz" - ma taką delikatność w spojrzeniu niewidzących chyba oczek... Tyle co wiem - po wypadku był sparaliżowany od pasa w dół, nie miał czucia. Proponowano jedynie uśpienie. Pani robi mu codziennie masaże, rozciera nóżki - dzieciakowi wróciło czucie w łapkach, znów są ciepłe, mechanicznie dają się zginać. Prześwietlenie niewiele wyjaśniło. Przydałaby się wizyta u neurologa - pani chce go leczyć, ale muszę ją ciągle zapewniać, że nikt go nie uśpi itp. itd. Tragiczne jest to, że mały ciągle jeździ pupcią po podłodze (niesamowite - kaleki, niewidomy, a tak chce żyć!) i się ociera, załatwia pod siebie. Może ma jakiś ucisk, nie wiem... Trzeba go ciągle myć, smarować odparzenia... Jest bardzo delikatny, widać, że zżył się z panią - przyjeżdża do niej na pupci, ociera łebkiem... Będę dzwonić w jego sprawie na Białobrzeską. Tutaj jednak o ile można będzie go leczyć, to może nie udać sie go zabrać na stałe...
6. Zdrowie. Wczoraj byliśmy z 4 kotami u naszej wetki, a z 3 pozostałymi u innej, która leczy za darmo charczącego. Obie mówią, że to są zdrowe koty, tylko brudne, źle odżywione (chociaż nie zagłodzone). Jedzą bardzo różne, często warzywne rzeczy, masło... (ponoć wcinają nawet rzodkiewkę - ale to chyba z głodu). Zawieźliśmy wczoraj wielki worek suchej karmy - dziś widziałam, że leży na talerzyku, koty ją jedzą. Jedna wetka sugeruje, że koty mogą mieć też alergię - stąd takie futro. Niby zdrowe, a coś jest na rzeczy... Jednej rudej młodej koteczce będzie pobierać krew w przyszłym tygodniu do badania. Gdyby to było zupełnie możliwe - zabrałabym koty, przebadała w te i wewte, pokastrowała. Wtedy byłby jasny obraz ich zdrowia. Widzę, że na forumowe wsparcie zawsze można też liczyć...
7. Kotek charczący - dziś pani weterynarz stwierdziła, że on ma chyba polipa w nosie. Tyle, że ona nie ma odpowiedniej aparatury do badań... Mam zapisane na kartce wszystko co nad nim czarowała. Tyle, że kota nie udało mi się dziś wydostać - mimo starań...
8. Niestety w chwili obecnej pani tylko nam jako tako ufa. Wie, ze dostaje od nas pomoc. I bardzo mam nadzieję, że uda się wyciągnąć choć część kotów. Nie powiem, że mają tam okrutnie źle, nie są bite (choć syn tej pani robi problemy...). Gdyby to było możliwe - dla dobra kotów zabrałabym je wszystkie i siłą. Ale ich stan nie jest aż tak zły, żeby nasyłać jakąś zwierzęcą straż czy coś takiego...
9. Szybko przekonałam się, że muszę zdjąć na razie ogłoszenia o adopcji maluchów. Mieliśmy już kilka telefonów i maili. Jak teraz siedzę i piszę - już 5. A ja się do tego nie nadaję. Chyba jak będę miała już w garści maluchy - to poproszę kogoś z forumowych przyjaciół o odbieranie telefonów

Myślę, że wyczuwam dobry domek i ten nie do końca odpowiedni, ale wiele kosztuje mnie odmawianie komuś kotka. Nawet jak uważam, że "to nie ten domek", czasem z mniej istotnych powodów - to ciężko mi to ludziom mówić... Może gdybyśmy my mieli problemy z adopcją - ale my swego czasu dość łatwo (tak myślę) do siebie przekonaliśmy i nie musieliśmy dowiedzieć się, że "ten kot zasługuje na kogoś lepszego"... No nic, racjonalność bierze górę...
10. Dziękuję Wam wszystkim na propozycje pomocy i dobre rady. Będę pisała jak się sprawa rozwija... Na razie miałam dzić 2 transportery w bagażniku i wróciłam z pustymi...
