Kasiu, dziękuje Ci za propozycję i przyjęcie Edmunda. Daguś, dziękuję za gotowość pomocy nawet w środku nocy. Dziewczyny jesteście wielkie! Postanowiłyście zrobić COŚ a nie czekać aż "KTOŚ COŚ zrobi". Nie wyszło.
Fakt, nikt nie wziął takiej opcji pod uwagę, to głównie mój błąd. Ale z obserwacji zachowania innych kotów w stosunku do Mundka przez łeb mi nie przeszło coś takiego. Fakt, że inne koty w większej, "swojej" kupie, koty bardzo doświadczone w tymczasowaniu. Ale na Miłoszu, rzężenie Mundka też nie robiło wrażenia.
Jak to mówi Doktórka - "Za kotem nie trafisz", i ma sto procent racji.
Mundek zostaje na razie w schronie, z tym, że jest "moim" kotem. Dostaje leki zaaplikowane przez Doktórkę i czekamy na wynik wymazu. Będziemy wiedzieć z czym/kim walczymy. Zaordynujemy celowany lek, będzie dobrze.
W tygodniu zrobimy akcję na szeroką skalę w szukaniu Mundkowi choćby tymczasu - najlepiej niezakoconego albo z większymi i zamykanymi warunkami lokalowymi.
Być może nos Grzegorza będzie leczył się szybciej niż mówią lekarze. Może w między czasie dobierzemy już Mundkowi lek i spróbujemy wziąć kocura do nas (mam nadzieję, że Funiek nie zejdzie na zawał

).
Dziś też byłam w schronie i widziałam Mundka. Spał na swoim posłanku zwinięty w obwarzanek. Na pewno byłby szczęśliwszy w domu ale na razie musi jeszcze posiedzieć tam, gdzie jest. A my staniemy na głowie żeby znaleźć mu miejsce. Pomyślcie proszę o "krewnych i znajomych królika", może ktoś, kto nie ma kota, nie jest może zapalonym kociarzem, mógłby Mundka jednak kilka tygodni potrzymać? Wytężcie głowy plisss

Nie takie rzeczy wymyślałyśmy
Temat ostatnich dwóch dni uważam za zakończony. Nikt nie ma najmniejszego prawa się obwiniać. Jeśli ktoś ma być winny, to jestem winna ja, bo kilku spraw nie wzięłam pod uwagę i za to przepraszam wszystkich a najbardziej Mundka. A teraz skupmy się na intensywnym szukaniu mu niezakoconego, póki co, miejsca.