Dzień dziś był ciężki bo mnie łepetyna pękała. Kotom chyba też bo były wyjątkowo mało ruchliwe. Przesypiają i tak dużo czasu. Ale dziś to już rekordy pobiły.
Nawet awanturnica Klara była spokojna. Okropnie nie znosi Julka. Ale takimi falami to jej przychodzi. Raz spokojnie mijają się. Jedzą obok siebie. A za chwilę zaczepia go, leje łapą i ...wrzeszczy o pomoc. Jej ryki to jakby wołała "ratunku, bijom mnie malutkom"

Na początku każde z nas się zrywało i pędziło w kierunku rozpaczliwego wołania. Wszyscy pędzili bo i koty również. Jednak teraz, gdy słychać burzę,

nie odrywamy tyłka z fotela tylko warczymy "Klara!" I zapada cisza. Koty także już nie reagują.
Klara już przestała być taka nastroszona kudełkowo. Ogon wygląda już nie jak szczota do kurzu. Tylko taka skromna zmiotka.

Dalej dziwacznie stawia tylne nożynki ale jakby z mniejszym podrygiem. Nie wiem czy ja dobrze kojarzę stawiając winę na jej stopki. Mam wrażenie, że ona ma o wiele dłuższe paluszki niż reszta kociejstwa. Chodzi na nich jak dinozaur rozczapirzając je. Jest bardzo gadatliwa. Potrafi fajnie się bawić z każdym kotem. Nawet Droga Rita z nią szaleje. Jednak do czasu. Bo pannica rozkręca się podczas harców i zaczyna być za ostra. Lubi wskakiwać na ofiarę i zapasy uskuteczniać. Co nie pasi hrabiance Ricie. Innym też nie. Waży może 4 kilo. Bo przytyła deczko. I takie chuchro jednym susem ląduje na plecach np Lewusa. Który osiągnął słuszna wagę prawie 9 kilosów. Przedni widok

Strzepuje ją jednym ruchem a ta...zaczyna kląć na niego ,że cała okolica słyszy. Naszej reszcie nawet wtedy ucho nie drgnie.