Klemcia w domu; 5m.Amelka też już w domu :)

Ja na wieści od Magdy czy "cię udało" czekałam z tak bijącym sercem...miejsca nie mogłam sobie znaleźć. ja wiedziałam, ze Zulus to TEN kot i nie wyobrażałam sobie, że mógłby go wziąć ktoś inny... Jak wieczorem zadzwoniła Magda, ze Zulus jedzie do nas to...krzyknęłam ze szczęścia i się popłakałam....Do dziś to pamiętam!

Magdusiu, właśnie o to chodzi, że takiej rozmowy jaką miałam na myśli, nie da się przeprowadzić przez telefon.
Czułabyś się jak teleankieter, a rozmówca jak ankietowany z łapanki. Dla obu stron dyskomfort.

każda adopcja jest dla mnie trudna i tak naprawdę strasznie tego nie lubię.
nie lubię rozmawiać z ludźmi, spotykać się z nimi u nas i wieźć do nich kota :evil:

głupie nie?
no tak mam.
Po prostu bardzo mnie to stresuje, a jak już wiozę kota do docelowego domu to w nocy mam koszmary i myślę, rozmyślam czy na pewno to dobry dom, a jak kota tak nie pokochają jak ja...itd. itdp
:roll:

za to teraz mam doła, bo o Klementynę nikt dalej nie pyta,o ona już u nas jest prawie pół roku

Amelki nie mogę ogłaszać bo wciąż ma brzydką tę zmianę na karku i rośnie, przyzwyczaja się...
bez sensu to wszystko, no.

Madziu, wiem ile maili wymieniłysmy kiedy byłam zainteresowana pewną słodką buraską ( :lol:

) i wiem, że bardzo dokładnie traktujesz sprawę adopcji kota od Ciebie.
Klementynka i Amelka są słodkie - ale muszą znaleźć tylko swojego człowieka.
Pozdrawiam

magdaradek pisze:za to teraz mam doła, bo o Klementynę nikt dalej nie pyta,o ona już u nas jest prawie pół roku
Amelki nie mogę ogłaszać bo wciąż ma brzydką tę zmianę na karku i rośnie, przyzwyczaja się...
bez sensu to wszystko, no.

Madzia, nie każda adopcja jest błyskawiczna.
Przecież wiesz.
Miećka kisła u mnie i tłukła koty przez osiem miesięcy, Pindzia też prawie tyle samo.
I są już w domkach.
A myślałam, że to się nigdy nie stanie...