Trochę się wczoraj późnym wieczorem działo pod blokiem. Okazało się, że pani, która siedziała na ławce z psem, zauważyła, że małe kociątko wypadło z okna lub balkonu w moim bloku. Wzięła to na ręce, zadzwoniła po córkę i powolutku zrobił się tłumek. Ktoś zawiadomił p.Izę , ona zadzwoniła do mnie. Wyszłam, okazało się, że to maleństwo, może dwumiesięczna kocina, szara pręguska. Trzymałam ją na rękach, a ona zasnęła po chwili.Kochane, spokojne maleństwo. Udało się ustalić, że to kotka ludzi, którym wcześniej zaginęła czarna kotka. To ja jej szukałam, ale się nie odnalazła. Ludzie poszli do pracy, chyba na trzecią zmianę i zostawili otwarty balkon, uchylone okna, kociczka wyskoczyła. Na szczęście nic się jej nie stało. To czwarte piętro. Długo by pisać, ale w końcu pojawił się młody człowiek, członek tej rodziny i kotkę zabrał do domu. Zamknął okna i balkon, trochę wysłuchał, co ludzie myślą, ale to nie on zawinił. Nie będę komentować, bo na tym forum to zbędne, ale martwię się, co będzie dalej. Mieszkanie jest wynajmowane, na pewno nie zabezpieczą balkonu, okien chyba też nie.
Żar leje się z nieba, trudno jest wytrzymać

Koty jeszcze są na balkonie, ale zaraz go zamknę i zasłonię okna. Dorota pojedzie do Kulek, bo dzisiaj jest jej dyżur.