Ciepło dzisiaj i bardzo, bardzo sucho. Tam, gdzie trawę
mądrym zwyczajem skoszono do gołej ziemi jest całkowicie wypalona. Tam, gdzie tego nie zrobiono, jest zielona i zatrzymuje wilgoć. Tak ładnie było, zielono, a zaczyna się robić step
Kulki dopisały. Była Lila i kocia mama. Lila zjadła sporo, a kocia mama mnóstwo. W krzaczkach czekał grzecznie czarny dzikus, już nie taki bardzo dziki i grzeczny. Dostał solidną porcję i widziałam, że jadł. Sreberko przybiegła do parku, ale musiałam na nią trochę poczekać. Zjadła mięso i wątróbkę, trochę mokrej karmy i pobiegła do lasu. Oczywiście byłam też u Buni. Słowo daję, że to skarb, nie kotka. Jest poukładana, spokojna, nie mam się do czego przyczepić. Dzielnie znosi samotność, bo tylko wieczorem jestem u niej około godziny i wtedy się z nią bawię. Rano i wczesnym popołudniem jestem krótko. Żal mi jej bardzo
Domowe koty zastawiam na balkonie, kiedy wychodzę. Nic złego się nie dzieje, a nigdy nie wychodzę na długo, więc niech się cieszą świeżym powietrzem.