Neurolog odesłał mnie do ortopedy. Wizyta w przyszłym tygodniu.
Ledwo łażę. Chodzi się jak na tyczkach po tych ubitych resztkach śniegu. To i krzywizna odzywa się.
Dziś przyszła wreszcie Bunia. Nie zajęła się jedzeniem tylko stała przy wiaderku i piła wodę. W zimie kocia zawsze tak zaczyna spotkanie. Ciężki czas. Jacuś był okrutnie głodny. Koty mają suche. Ale wolą mokre. A ono błyskawicznie zamarza. Dużo czasu zajmuje mi oczyszczanie misek z resztek. Chłopak mocno denerwował się.
Z chodnika zdjęłam martwą wiewiórke. Trudno było w sprasowanym pasku rozpoznać zwierzę. Deczko trwało zanim pojęłam kto to. Widać kierowcy mocno "pracowali" nad grubością ciałka. A ktoś litościwie odrzucił zwierzę z asfaltu na chodnik. Położyłam ją wśród drzew i krzaków.
Wczoraj śliczną wiewiórę pilowałam by bezpiecznie przeszła przez ulicę. Akurat wróciłam z odbioru badań. A to małe goowno skakało pod autami i na jezdni. Udało się. Jedeno auto zatrzymało się nawet pozwalając spokojnie przejść małej. Co prawda ja i znajomy staliśmy blokując każdy kierunek. Ale ten nas nie otrąbił
