
Emiś kontroluje swoją pierwszą paczkę na swoim

U nas pada i pada śnieżek. Nie mogę zerkać na ten "puch" bo zaraz mi nie dobrze. Boję się i na termometr zaglądać by mi dusza nie zamarzłą w sopel ze strachu. Janusz poszedł nakarmić koty. Ze strachu nawet nie zapytałam jak one.

Mam gorsze dni. Psychiczne. Nerwy deczko mi padły. Opisze kiedyś tam co i jak. Jak pozytywnie dla naszych kotów sprawę załatwię. Nie, nie chodzi o adopcję. Deczko nie przyjemna. Ale i deczko przyjemna.
Ciśnienie podniosło mi próby otrzymania numerku do swego lekarza. Do dziś mam zwolnienie. Na jutro dopiero się dostałam. Taki tłum. Martwi mnie również i to, że do cieplejszego paltocika nie doszyłam guzików. Bojąc się, że niepowtarzalne okazy jednak padną w pralni, odcięłam. Dlaczego nie zadziergałam? Nie z lenistwa. Czy uwierzycie, że ja po tym spisku mózgu z błędnikiem nie mogę tak prostej czynności wykonać?! Nie mogę skupić się, kręci mi się w głowie, jest mi nie dobrze... Od razu odpowiem na pytanie o rodzinę. Wolę ubrać się w kufajkę niż powierzyć im jeden guzik do przyszycie. Ich fantazja i umiejętności powalają.
Padły mi także okulary. Jakby to nie brzmiało...pękła żyłka

Powinnam zwierszosklecić jakiś otwór. Należy się im. Stworzyć dzieło wiekopomne, jak innym przedmiotom co odeszły po trudnej służbie w kociej sprawie. Ale wena jeszcze z wesołego miasteczka nie wróciła.