Chyba Aniada miała rację, że Boluś i Lucuś są bardzo podobni
Dziś z Lucusiem odwiedziliśmy moją mam. Budrys, czyli kocur mamy, oczywiście niby zachwycony, ale i tak uważa, że gościowi trzeba
kota pogonić
No i pogonił: najpierw zdemolowali lampkę nocną (najprawdopodobniej pójdzie w kubeł

), a potem popędzili do kuchni i po chwili dał się słyszeć łomot, a następnie obaj przylecieli do pokoju i Lucuś schował się na krześle pod stołem. Kiedy wyszedł, okazało się, że utyka na prawą przednią łapkę. A w kuchni znaleźliśmy wywrócony stołek.
Niestety, utyka dalej, choć minęło już kilka godzin.
Opuchlizny co prawda nie widzę i humor mu dopisuje (właśnie się kokosi u mnie na kolanach), ale jak jutro będzie dalej utykał, to odwiedzamy panią doktor.
Mam nadzieję, że nic sobie nie złamał ani nie pozrywał, bo stołek z tych lekkich, sosnowych, ale i tak się stresuję.
A Lucuś po powrocie do domu odwalił radośnie rundę zapasów z rudzielcem, po której oczywiście zaczął jeszcze bardziej łapkę oszczędzać
