
Byłyśmy z Dorotą na terenie huty. Żadnego z moich kotów nie spotkałyśmy, psa o imieniu Czaki też nie było. Nie wiem, o co chodzi. Podjechałyśmy też tam, gdzie w zeszłym tygodniu nakarmiłyśmy dwa koty, ale tym razem ich nie było. Pod budynkiem dawnej dyrekcji natomiast było jakieś małe coś. Koloru nie określę, ale chyba miało być białe w łatki. Cóż, tej bieli mogłyśmy się tylko domyślać. Małe płochliwe. Dostało 400 g puszkę, wodę i suchą karmę. Odjechałyśmy kawałek, przyszło i jadło ze smakiem. Jutro tam podjadę i zobaczę, czy będzie. Swoim kotom przywiozłam trawę. Nie muszę chyba pisać, co się dzieje na podłodze, a już się boję, co będzie potem. Trudno, posprzątam, a kotom wyjątkowo smakowało, pewno potrzebują się odkłaczyć.