Asia, na osiedlu zginęły jakiś czas temu dwa dorosłe koty. Jeden rudy drugi czarno biały.

Uważaj tam jakby co.
No ok, ale ja widzę, że jest zero ogłoszeń
Na rudego w niszowym śmietniku wisi . Żadna szansa by ludzie widzieli. Czarny na fb i na miau ogłoszony.
Za jakiś czas wracam z pracy i widzę ,że na trawniku Gabrysi

Wybieram numer, przedstawiam się i przedstawiam sytuację. W między czasie obiekt naszej uwagi podnosi się i okazuje jaja wielkości piłek do golfa. Pytam ,czy ich ma jaja. Nie ma i ma chip. Akurtanie jakby co to bym sprawdziła

Odwołuję alarm.
Minęło kilka dni.
Późno już się robi. Ciemnawo na dworze. Dzwoni Stasio z kortów z informacja ,że mamy

Pani młoda patrzy na mnie z politowaniem i głosem lekko kpiącym i pełnym przekonania przerywa wywody rzucając we mnie coś w stylu
Proszę pani to mój kot. Wychowany od małego. On tylko mnie uznaje , tylko ze mną śpi. On przyjdzie jak tylko go zawołam
Odwraca się , wchodzi w uskok krzaków i woła. Kot wybiega. Ona rusza z kota ku niemu. Kot z kopyta rusza w głąb chaszczorów. Ona i on ruszają na poszukiwania trzeszcząc podściółką i łamiąc gałęzie.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do Stasia. Usiedliśmy pod wiatą. Zdałam mu relację i oboje, smutno to smutno, ale się pośmialiśmy. Pokazał mi gdzie bytuje Igunia.
W między czasie oboje poszukiwacze wrócili. Pani była w szoku widząc jak jej własne zwierzę na piersi wychowane

Wrócili. Już młoda była gotowa mnie wysłuchać.
Poradziłam to co poradziłam każdemu.
Ma dzień w dzień, wieczorem spokojnym mniej więcej o tej samej porze, przychodzić w oznaczone miejsce. Pokazałam góreczkę między garażami. Zakazałam dnia bo gołębie wydziobią wszystko. Ma postawić miseczkę z ulubionym jedzeniem, wołać cicho.
Potem poszłam na ławeczkę do Stasia zostawiając ją samej z myślami i poszukiwaniami.
Minął dzionek. Zapadł wieczór. Późno już było. Coś po 21. Dzwoni Stasiek. Kot jest! Płacze. Dzwoń do babki.
Robię to. Dopiero co wróciła. Ale idzie. Mówię by pogadała ze Stasiem o ew. podaniu mu nr telefonu. Choć wiem jakie ma podejście. I nie zawiodłam się. Stasiek stwierdził, że ja zajmuję się tutaj kotami i on tylko ze mną będzie załatwiał sprawy.

Za jakiś czas dzwoni Stasiu (sorki, że ciągle on i on

Pani nawet nie odezwała się. Marnego dziękuję nie usłyszałam. Choć bardziej mnie interesuje jak futro się czuje po tułaczce.
Minęło kilka dni. Dzwoni Stasiek

Przyszła pani i dała mu do podziału... 100 złotych. Za swoją część wczoraj kupiłam leki Teosiowi. Nawet 2 złote reszty dostałam.