Jem buraczki. Lubię bardzo. Przetarte, wiórki, pacaje, smażone, na zimno, w drinku i w zupie... tylko tak z gryza ich nie przełknę

Zębów żal.
Wczoraj był szalony dzionek. Rano dobijałam się do dorosłej poradni (nowina c`nie? ) by sobie numerek do ludzkiego lekarza wyciągnąć. Oczywiście skrzynka załadowana zostałą a połączenia ni widu. Zrezygnowałam. Nacapirzyłam się, ostroiłam i poszłam do pracy z zamiarem połączenia się z lecznicą

potem. Aby wiedzieć czy i jak "moja" przyjmuje. To potrzebne do zebrania się i planowania. Kole 10 godzinki dowiedziałam się ,że jeszcze jeden numerek jest

A to numerek

Biegusiem więc go zaklepałam. Dobrze ,że w ostatnim momencie wsie badania wzięłam do sakiewki podręcznej. Biegusiem do doktorki. Pokręciła nosem nade mnę. Nad pomiarami. EKG, mierzenie na miejscu ciśnienia, pod język coś tam mi wepchali (uff dobrze ,że nie w zad

) . Poczytała doktorka wykresy, wymierzyła linijką, pocieszyła co zyć będę, leki dołozyłą, skierowanie na badania dała i... wróciłam umordowana do pracy. Żyć będę. Ale strachu miałam sporo bo ostatnio prawdziwie źle się czułam.
Moze powrót do pracy? Może nawyknięcie do leków? Może latanie "po kotach" swoje też robi. A może gwarancja mi się kończy i stary tyłek się robi. To co pod nim i na dnim takoż
Niestety, wczoraj dowiedziałam się o śmierci kocurka. Znam go. Znałam... Taki był dorodny, puciaty jak karmiłam go jeszcze przed chorobą. To stadko od szalonej karmicielki. Nie raz o niej pisałam. To ta od zapitalania karmy i kłamstw wszelakich.
Spotkałam go w piątek wracając z pracy. Chudy dzieciak bardzo. Kosteczki, garbik....Dostał jeść. Dał sie dotknąć. Nie miałam jak go zabrać. Wróciłam za godzinę z transporterkiem. Ale nie było go.
Taki był Silver jak go zabierałam cichcem z tego miejsca. Szukałam biedaka przez weekend. W poniedziałek ranusio też. Zapytacie dlaczego nie skontaktowałam się z nią? Ano dlatego, że zmieniła nr telefonu. To raz. Drugie najważniejsze, to to , że baba cholerna wiedząc o moim zainteresowaniu chudzielcem zrobiła by wszystko bym w łapki go nie dostała. Przerabiałam z nią ten temat. Przy ciężarnych, chorych, malcach ... kastracjach i leczeniach.
Obdzwoniłam toz . Nadal karmę daje. Narobiłam rabanu. Obiecałam ,że go wezmę. Zadzwoniła sama . Ale ...z tym, że pomoc potrzebna przy pochówku. Bo ją serce boli samej dołek kopać, bo go tak kochała. Dlaczego cholera nie dała znać jak trzeba było leczyć lub pomóc odejść godnie. Zrobili nalot. Są znów ciężarne. Już "umówione" na kastrację. Bajkomówczyni.
Kot leżał .Ponoć z dnia na dzień zachorzał i umarł. Kłamliwa ,wstrętna baba. Jestem wściekła jak cholera. Nie jestem za tym by jej karmy nie dawali. Ale nich pilnują by stado nie rosło.By koty nie cierpiały. Umie wyciągać rękę po wory to niech dba o te koty. Wiedzę jak baba kłamie, jaką jest krętaczką... Malce "kocha" ale jak urosną to już nie są fajne. Przeszkadzają. Kolejne gęby do wykarmienia. Ile się z nią miałam przy łapankach. Nie mogła wiedzieć ,że są takie plany. Ile ona do mnie wydzwaniała z żalami, pretensjami i oskarżeniami...
Szlag, szlag, szlag...
Kota żal.
Wybacz dzieciaku ,że nie wyrobiłam się.
[*]