Nie wiem, ile jeszcze będzie trwało to żałosne przerzucają sie argumentami. Najpierw same piszecie, zeby dać spokoj i zakończyć ten wątek, ale dalej same bijecie pianę.
Jeśli uczciwym przedstawieniem faktów co do zdrowia kota jest stwierdzenie, ze go widziałam (WTF?! Moze ja powinnam mieć rentgen w oczach i umieć ocenić, co mu dolega) i umieranie sie teraz, ze chodziło tylko o koci katar, to ja nie mam wiecej pytań. Rzeczywiście mam wymagania z kosmosu, chcąc wiedzieć, jakiego zwierzaki biorę. Na moje pytania odnośnie jego stanu zdrowia od początku nikt nie umiał mi odpowiedzieć, a ja sama miałam dowiedzieć sie ewentualnie po podpisaniu dokumentów. Rzeczywiście sytuacja idealna.
Dla uscislenia: kociak miał być leczonych w domu i na moj koszt. To chyba dosyć istotne aspekty, które sprawiają, ze warto wiedzieć, jak ma to leczenie wyglądać.
I szkoda, ze moje obawy, co do tego, czy poradzę sobie ze zdaniem Ani 4-tygodniowym, chorym kociakiem, który będzie zostawał na kilka godzin sam w domu i wychowywał bez żadnego innego kociego towarzystwa, czy ja będę z nim szczęśliwa, a on ze mną, czy uda sie go wyprowadzić na prosta, są uważane na śmieszne. Szkoda tylko, ze to właśnie tutaj kilka dni wcześniej czytałam, ze taki maluszek nie nadaje sie do wyadoptowania dla osoby bez doświadczenia, a juz napewno nie na jedynka i to domu, gdzie będzie zostawiamy sam sobie, ze moze być pózniej agresywny czy odpowiednio niezsocjalizowany. Naprawdę jako osoba z zerowym doświadczeniem w temacie takich maluchów po naczytaniu sie takich opini absolutnie nie miałam sie czego obawiać. Deklaracje pomocy? Wlasnie widac, jak to jest, jak padaja slowa bez pokrycia. Prawda jest taka, ze równie szybko jakby kotek został wyadoptowany, zostalabym ze wszystkimi problemami sama. Przykro mi, ze rak cieżko zrozumieć, ze nie chciałam sie na to wszystko pisać w ciemno i rownież po zasięgnięciu opinii na forum, przycylilam sie do zdania, ze lepiej będzie jak osobiście będę przy wizycie weterynaryjnej przed adopcja kociaka i od razu sama podpisze dokumenty, znając stan malucha. Dla każdego, kto czytał wątek, moment, w którym radzono mi samodzielne załatwienie sprawy i kiedy słuchając opini moich bliskich, osób zupełnie z zewnątrz, przyznałam racje, ze być moze będzie to rozsadniejsze wyjście, jest chyba wystarczająco czytelny więc tymbardziej nie rozumiem zarzutów, ze wątek był zakładamy bez sensu, bo na tamta chwile bardzo chciałam, zeby ktokolwiek tego malucha tylko wyciągnął. A jak sprawa sie komplikowala i dlaczego koniec koncie podjęłam takie a nie inne decyzje, tez można przeczytać. Rokowania były dobre więc wierzyłam, ze sie uda. Teraz mogę żałować, ze zakładając przesadnie optymistyczna wersje, ale czasu juz nie cofnę. I tak cała wina spadła w tym momencie na mnie, a moje dobre intencje nigdy nawet nie istniały.