Wetka mówi, że drugie badanie można zrobić np. po pół roku, bo wirus tak szybko się nie ulatnia z organizmu. Poza tym badania są drogie i jeśli mamy je powtórzyć, to musi upłynąć ten czas.
Podobno sytuacja, że wirus był, ale się ulotnił jest bardzo rzadka, więc i tak wielkich nadziei na to nie mam

Koty ogólnie są zwierzętami bardzo delikatnymi i wrażliwymi na choroby. Ja mam 3 zdrowe koty i jak złapały jakiegoś okropnego wirusa, to mało brakowało, a straciłabym Zuzię. Po jednej chorobie każde z nich miało powikłania - Tofik zapalenie krtani, Zuzia tydzień spędziła w lecznicy walcząc o życie, a Tomek - cóż, on połknął foremkę silikonową i wylądował na rtg
Z kolei koty ewar - wszystkie białaczkowe chyba w ogóle nie bywają u wetów, bo są ciągle zdrowe.
Tak to jest, ja najczęściej słyszę, że kot uciekł, wypadł z okna, miał raka albo nerki...
Biorąc kota powinno się mieć świadomość, że wymaga on obserwacji i w wielu dolegliwościach trzeba reagować szybko. Zuzia już po dwóch dniach choroby była na kroplówce.
Tak że nie ma co demonizować białaczki. Wirus to jeszcze nie choroba.
Dla mnie Mika jest zdrową kotką. Jest dobrze odżywiona, wesoła, ma piękną sierść, czyste uszka...
Tak samo jak białaczka może jej się ujawnić, tak i inne rzeczy mogą zaatakować zupełnie wolnego od wirusów kota.