Mam nadzieję że koteczka się znajdzie

Dopiero dzisiaj zajrzałam do tego wątku, widzę że dąży on do zamarcia, jednak nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem paru słów.
Stan przedropomaciczowy nie powoduje powiększenia powłok brzusznych, nie powoduje też zbierania się płynu w jamie brzusznej - jeśli nawet to nie powinno być go więcej niż odrobina.
Jeśli kotka jednak miała normalne ropomacicze (biorąc pod uwagę obraz usg i cierpienie kotki to raczej nie ma mowy o stanie poprzedzającym ropomacicze w rozkwicie - chyba że kotka była chora jednak na coś innego a skupienie się na lekko chorej macicy było błędem) to bardzo częstym jego powikłaniem jest niewydolność nerek, zatrucie organizmu toksynami bakterii - dlatego kotki po operacji ropomacicza mogą potrzebować czasu na dojście do siebie, a zrobienie im po operacji badania krwi ze szczególnym uwzględnieniem oznaczenia poziomu mocznika nie jest fanaberią ale zalecanym postępowaniem - bo jeśli doszło do uszkodzenia nerek przez toksyny i bakterie które się do krwi dostały - to jedynie natychmiastowe leczenie daje (całkiem sporą) szansę na wyprowadzenie nerek na prostą.
Neurotyczne zachowania kotki, jej dziwne i niepokojące reakcje - to wcale nie musiało być pragnienie powrotu na wolność - ale objawy neurologiczne, zaburzenia zachowania wywołane chorobą.
Fascynuje mnie że wetki widząc kota opisywanego przez Ciebie twierdziły że to kot wolnożyjący i pragnie powrotu na wolność bo tam mu najlepiej - a jednocześnie tego samego kota z wodobrzuszem, zropiałą macicą, po operacji zachowującego się dziwacznie, neurotycznie - uznały za zdrowego i nie wymagającego badań krwi.
Doskonale rozumiem emocje które wywołał Twój watek w forumowiczach.
Na pewno miałaś swoje racje (i nie piszę o potrzebach kota), ale stałe wmawianie nam że to wszystko
dla dobra kotki z ust osoby odbieranej na forum jako ktoś kto kotom pomaga, na kotach się zna i której na kotach zależy - w sytuacji gdy niemalże próbujesz nam wmówić że kot opisywany przez Ciebie, bijący niemal po oczach tym że jest porzucony, zaginiony czy w inny sposób pozbawiony domu i lgnący do człowieka, kuwetowy, miziasty - to tak naprawdę kot wolnożyjący i w domu będzie nieszczęśliwy, więc trzeba go wypuścić na obcym dla niego terenie - bo to najlepsze co można dla kota zrobić - to budzi emocje.
I w sumie dobrze.
Gdybyś napisała że masz sytuację trudną w domu, chora mama, nie możesz kotki trzymać, wyleczyłaś ją, przebadałaś, jest zdrowa ale musisz wypuścić bo tak i tak, ale kotka ma na dworze zapewnioną opiekę a Ty będziesz na nią miała oko - myślę że byłoby znacznie spokojniej.
Wmawianie nam przez osobę uznawaną dotychczas jako bardzo doświadczoną w pomaganiu kotom że kot miziasty, nagle pojawiający się na klatce schodowej nie wiadomo skąd, kuwetowy, włażący człowiekowi na głowę, domagający się pieszczot - to tak naprawdę kot wolnożyjący (co wetka oceniła po wyglądzie

) i doskonale mu na wolności, w obcym terenie w zimę - to budzi emocje.
Bo coś mocno w tej opowieści nie gra.
I mocno szokuje taka opowieść w Twoich ustach
