Mam metlik Madziu, akurat do tego domu ma iśc jeden kot...ale wydźwięk tego esemesa mnie powalił i "negocjujmy"

nie rozumiem... tym bardziej, że lata temu ratowali swojego wychodzacego kota, jak wrócil praktycznie oskalpowany, najpradopodobniej samochód

kot po kilku dniach został uśpiony, tez nawiązałam do tej sytuacji wcześniej i jakoś dzialało to na wyobraźnię

na balkonie i tak są kraty więc widok hmmm i tak ograniczony... generalnie to osiedle jest na Chojnach niby spokojne, ale domowy kot latający w koło bloku? moja wyobraźnia zaczyna działać nie w tę strone co powinna...
selene

ja sięgam rad bardziej doświadczonych w tym temacie, ale wiesz...zawsze potemm jest na kogo zrzucić

tfu tfu przez lewe ramię byleby nie w tym przypadku
mam też na uwadze kota mojej babci Burkę, która dożyła szczęśliwie 18 lat będąc kotem wychodzacym własnie z mieszkania usytuowanego na parterze bloku

edit: a może "wynegocjować" obróżkę z adresówką i nie wypuszczanie kota po zmroku

nie brzmi to durnie???,a poza tym nie mam zielonego pojęcia jak takiego kota uczyc wychodzenia, czy tak jak w domu jednorodzinnym w koło bloku na smyczy???!!!
Gadałam też z rodzicami mama podziela moje obawy a tata skwitowal "nie liczy się długość życia ale jakoś kot wychodzacy jest kotem szczesliwym spójrz na nasze latem jak na dzialce zasuwają a cały rok siedzą w czterech ścianach"

ahh