» Pt sty 29, 2021 9:07
Re: OTW21- to się nigdy nie skończy :(
Klementynka walczyła z koszmarnym zapaleniem płuc. Wydawało się ,że zawalczamy pozytywnie gdy nastąpił totalny kryzys. Mimo armii silnych leków mała nie podniosła się. Poszło błyskawicznie.Przestała warkolić przy dotyku, siedziała schowana w dziury ciemne, miaukoliła przy próbach kontaktu. Wyschła. Przestała przychodzić spać z nami. Nie podjęła już walki o siebie. Nie jadła. Prawie nie piła. Nie dała sobie pomóc. Odeszła szybko bo jej umęczone ciało chciało już spokoju. Ona od początku naszej znajomości wzbudzała we mnie niepokój. Coś w niej, w jej zachowaniu było nie takie. Przeczucia nie mylą zwykle mnie. Choć mocno z nimi się nie chcę zgodzić. Gdyby poszło wszystko dobrze, a na to się jakby zanosiło, to bym je wyśmiała.
Molly brzuszek rósł. Jakiś czas temu spojrzałam na nią i zmroziło mnie. Ale zjadła sporo więc złożyłam wystające boczki na karb pełnego żołądka. Jednak niepokój pozostał. Niestety, pierwsze wrażenia zaczęły się potwierdzać. Choć Mollunia miała humor, apetyt, mruczanki na każdą okazję. Jej rodzeństwo odeszło na tą straszną chorobę. Więc tym bardziej byłam zaniepokojona. Mała zaczęła się zmieniać. Nie zauważenie dla innych. Dla mnie tak. Jednak nadal przychodziła spać na mnie. Mruczeć i gadać do utraty tchu. Brzuszek był z dnia na dzień coraz większy. Twarzyczka chudsza. Nawet Janusz to zauważył. Nadzieję dawał jej apetyt. Zjadała pięknie wszystko i dopominała się o dokładkę. Do przed wczoraj. Zjadła kolejne śniadanie mniej chętnie. Charakterystycznie trzeszcząc zębami i przekrzywiając główkę. Potem już tylko wąchała talerzyki. W nocy nie przyszła do mnie. Przestała mruczeć przy dotyku. Odczytałam to jako znak.
Kociczki zostawiły trwały ślad w naszych sercach. I wielki ból. Nie po to je ściąga się z zimnicy, spod chmurki, by je żegnać. By patrzeć jak powoli gasną a cierpienie opanowuje ich ciało. Gdy nie wiesz czy to już czy można zaczekać. A może się uda jednak!? A może za długo się zwleka i naraża je na większe jeszcze cierpienie? Kiedy jest ten czas?!
Drobne sygnały, odchylenia od rutyny pozwalają podjąć niełatwe decyzje. Są drobiazgi, które z każdym futerkiem co dzień przeżywamy. Mruczenie, gadanie, spanie z nami czy na nas... Znam je. Klementynka nie była tak wylewna jak Molly. Ale lubiła określone rzeczy i postępowanie. Mollunia była otwarta i odważna. Dla niej człowiek był super ważny. Nie wiedzieć kiedy zaczęły obie rezygnować powoli z tego co lubiły. Inny chód, inne spojrzenie, polegiwanie w pozycji w jakiej nigdy nie spały... Wzbudza wszystko niepokój.
Obserwujcie swoje koty. Nie rezygnujcie z uważnego zerkania. Nie obawiajcie się śmieszności tylko kontaktujcie się z wetem. Nam się teraz nie udało zawrócić z drogi futerko. Los i ich przeszłość nam nie znana, miały wpływ. Wyjątkowo tragicznie było. Słabym pocieszeniem jest to ,że mimo wszystko były zaopiekowane, w ciepełku i z pełnym brzuszkiem, miały szanse... Tylko...
Tylko został zal i łzy. I ogromny ból. Mam nadzieję ,że wybaczą nam wszystko co je spotkało.
Kastracja, kastracja... To jest priorytet. Gdyby ich mamy, tatusiów wycięto na czas nie mnożyli by genetycznie uszkodzonych kotów. Skazanych na bezdomność i umieranie w cierpieniu. Bo jestem przekonana ,że Węgielki , Klementynka, Viola i Tola nie przeżyłyby na "wolności". Ich życie naznaczone zostało genem śmierci już w miejscu ich urodzin.

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.