
Stara pyra, czyli ja, chadzam na rehabilitację. Meczy mnie to ogromnie. By zaoszczędzić urlopu i krzywo patrzenia w pracy, przychodzę na 7 rano. Odpalam kompa i robię to co robię. Potem biegusiem na zabiegi. Mam między innymi i gimnastykę. Jestem straszniście ją umęczona fizycznie. Bo okazuje się ,że prawy łokieć co ma dostać do kolana lewej nogi za diabła nie chce się zejść. I takie jeszcze inne tortury są przewidziane. Gdzie wygibanie się w jakieś floresy jest nie możliwe dla mnie. A wydawało mi się, że jak dziury i płoty pokonuję tom nie taka zerdzewiała. A jednak!!!
Jestem tez umęczona psychicznie. Umysł też musi pracować pełną parą. Bo zanim rozkimam, który to lewy łokieć i prawe kolano, to już mam ból głowy. A takich zagwozdek jest więcej

Dziś jak zwykle biegłam na rehabilitkę. Droga ledwo odsnuta ze śniegu. Deczko posypana piachem. delikatnie prószy śnieżek. Sosny oklejone mokrym, białym puchem wyglądają dostojnie. Zimno. Strasznie mi się nie chce iść. Podświadomie kombinuję czyby czegoś nie wymyślić. Bo mnie wyraźnie zdrowie szkodzi

