Z wczoraj - ciastowany obrzęk okolicy prawego ucha i przyusznicy, powiększony węzeł chłonny podżuchwowy i przedłopatkowy. Diagnoza - zapalenie przyusznicy ze znakiem zapytania.
Dostała metacam i synulox.
Z dziś - większe wybrzuszenie zmiany na prawej stronie szyi, po nakłuciu ropień z dużą ilością wydzieliny ropnej, nieco podbarwiony krwią.
Dostała synulox i tolfine.
Dr Dominika chyba przemyślała sobie przez noc i zaczęła dziś od zbadania, czy obrzęk nie ropny. Stwierdziła, że już wczoraj podejrzewała. No i kujnęła. Wyciągnęła co najmniej 7 ml ropy. Najpierw strzykawką, potem takim ciśnieniowym (ale niezbyt szło, bo za gęste), a na koniec jeszcze wyciskanie.
Pod koniec wyciskania mała zaczęła mruczeć

Nie ustaliła przyczyny, więc może i zęby. Nie przeczytałam wcześniej info, więc nie powiedziałam, ale spytam się w sobotę, kiedy pojedziemy na kontrolę.
Na razie będziemy brać antybiotyk - Clavaseptin.
Podobno wersja ropna jest lepsza niż alternatywne, bo łatwiejsza do wyleczenia.
W każdym razie mała po wczorajszym zastrzyku czuje się znacznie lepiej - nawet dzisiaj pozwoliła mi się wziąć za kark i mnie nie ugryzła. Choć nadal ma do mnie stosunek bardzo negatywny. A na wetkę nie śmie warczeć

Nawet zrobiłam jej zdjęcia z wizyty.


A, mała sama je - też się o to bałam. Ale chrupie chrupki.
Ten ropień zaczął się robić dopiero w niedzielę, wcześniej miała obrzęk na podgardlu.
Drugie aaa - nie jest tak źle, srebrna cierpi tylko z powodu owego obrzęku i spółki, nic innego nie psuje jej humoru, a czyszczenie i zakrapianie uszek to powód do mruczenia.
Wypuściłam dziś dymną, aby sobie pobiegała i się pobawiła, bo cierpi przez chorobę siostry. Dostała dorosłą kuwetę w rozmiarze mega. Super się w niej skacze

Dymna rozbrykała się przy fruwającej wędce - nawet srebrna ruszyła się z kąta i obserwowała jak normalny kociak - wielkie oczy i latająca głowa. Ale niestety, na mój ruch wciąż zwiewa do kąta.
Z dymną nazwiązujemy kontakt kulinarny surowym mięskiem i pałeczkami-smakoszkami. Najpierw na odległość bardzo długiej łapy, ale z każdym kawałkiem coraz bliżej, aż do łapowej reprymendy, kiedy kawałki się skończyły.
Srebrna kawałek pałeczki baaardzo długo wąchała... No cóż, pewnie ma mentalność faceta - trzeba przemyśleć wszystko, co nie jest schabowym.
Odebrałam wyniki badań kału. I tu się mocno zirytowałam. Okazało się bowiem, że wetka (ale nie ta moja, tylko z okolicznej lecznicy) oddała do Alabu i to na same badania na pasożyty. Zawsze oddawałam do Laboklinu, gdzie w tej cenie miałam wszystko. Poszłam więc dziś po wyjaśnienia, co się kryje pod owymi "pasożytami". Oczywiście nie było badania na giargia, a lamblie mnie interesowały najbardziej, bo na nie nie działa Milbemax. No więc zbieram kupki od nowa, by powtórzyć badanie. Całe szczęście kolejne odrobaczenie zaplanowane dopiero na 3 lipca, więc zdążę.
Pasożytów nie stwierdzono, więc owe 3 glistki były jedynymi lokatorkami (przynajmniej z widzialnych moim okiem).