Wczoraj wybrałam się do mojego lekarza, na kontrolne badania.
Po drodze zabrałam dwa kociaki na zabiegi kastracji i strylizacji. Z moich poprzednich adopcji, w umowie adoptujący ma prawo do bezpłatnych zabiegów i właśnie wczoraj jedna Pani z tej możliwości skorzystała.
Dzięki temu też mam kontakt z moimi kocurkami.
W gabinecie spotkałam mojego białego, piękny dostojny kocurek, siedział na biurku pani doktor i przyjmował z nią pacjentów. Kroczył dostojnym krokiem. Pani doktor jest zachwycona, nie może się go nachwalić. Widać że mu tam dobrze.
Pomoc pani weterynarz, powiedziała, że od dwóch dni na jej wycieraczce śpi kocurek. Nie może go przygarnąć, bo ma już 3 kotki. Nikt z sąsiadów go nie chce, córka obeszłą dwa bloki nikt nie szuka kocurka, w pobliskim sklepie też nie ma ogłoszeń. Kocurek chyba spadł z balkonu, bo ma poranione poduszki i łapkę. Jest wychudzony.
No i co? Pojechałam, spakowałam w transporter, pani weterynarz od razu go wykastrowała i mam takie cudo:
