Natene pisze:Nie.......myśliciel się jakiś ze mnie zrobił....A decyzji nie mogę podjąć sama...
Boję się troszkę.Mam kocurka, pisałam tu kiedyś...agresywny był okrutnie....A od 3 tyg. cud,miód i orzeszki;) (Krople Bacha pomogły najwyraźniej)
Nie jest to kolankowy kotek,ale zakochani znów jesteśmy w nim niepomiernie:)Zastanawiamy się nad towarzyszem dla Diega... Nie bierzemy raczej pod uwagę maluszka, bo takie mają chyba szanse większe na domek... Obawiam się jednak, czy Nesca wytrzyma z takim energicznym wariatem jak nasz Diego...Tym bardziej, że nasz znajdek nie miał od dzieciństwa kontaktu z innymi kotami...I obawiam się czy krzywdy i jednemu i drugiemu nie zrobię dokoceniem...
absolutnie nie chcę Cię namiawiać, bo przecież to Wy będziecie potem z tymi kotami żyć. Ale chciałam się podzielić moimi doświadczeniami z pierwszego dokocenia.
Miałam wtedy Fuksia, około pięcioletniego kotka adoptowanego, gdy miał około 2 miesiące, z podwórka. Fuksio był wypieszczonym i niemożliwie rozkapryszonym kocurkiem. Pewnego dnia pojawiła się około 1,5 roczna Femka, bardzo aktywna i dość zaborcza kotka, też przygarnięta z ulicy. Przez pierwsze dwa dni bałam się wracać do domu. Wprawdzie nie skakały sobie do oczu, łapoczyny były na zasadzie machania przednimi łapkami w odległości około pół metra, ale wrzask przy tym był tak straszny, że oferiary wydawały się absolutnym pewnikiem. Od trzeciego dnia nastąpił przełom. Nie były nigdy zakochaną w sobie parą, ale spały obok siebie, żyły obok siebie i czasami nawet wylizywały sobie uszka i pysie.
Ja nie miałam wyjścia, bo musiałam Femkę zabrać z 20-stopniowego mrozu (została wyrzucona z domu). Ale jak zadzwoniła pierwsza osoba z ogłoszenia, to przeprosiłam i powiedziałam, że kotka już nie podlega readopcji
