Miałam już nie odpowiadać, ale zostało mi zarzucone kłamstwo. Więc odpowiadam:
maja b pisze:Skąd wie Pani, że Kikurowi nie będzie u Hani dobrze?
Fakty są takie:
-znalazł się ktoś, kto oddał kotu całe serce i chciał go przygarnąć
-Hani nie zniechęcił nawet fakt, że Kikur mógł być nosicielem kociego HIV!
-mieszkanie Hani spełnia "kocie" standardy. Jest zabezpieczone, czyste i przyjazne zwierzętom.
-Hania wypełniła ankietę jak najbardziej poprawnie, zgodziła się na wizytę domową
-cierpliwie czekała na kota, mimo to, ze ZNOWU sie rozchorował, cała sprawa trwa juz kilka tygodni. Hania wytrwale czekała na kota mimo to.
Jeżeli czystym określacie Panie mieszkanie, w którym w kuchni zamiast kosza na śmieci jest przesypujący się worek, a na stole stoi talerz z podeschniętymi resztkami makaronu, to ja mam inne standardy czystości. Pomijam już fakt, że kot z pewnością skorzystałby z okazji i pobuszował w tym worku.
maja b pisze:-za plecami Hani publikowała informacje na temat jej wizyt, opinii na jej temat -wypadałoby uprzedzić, ze ma pani zamiar nie tylko opisywać waszą relację ALE TEŻ UŻYWAĆ PRAWDZIWEGO IMIENIA HANI. Zwykła przyzwoitość.
-co więcej- posunęła sie pani do poważnego Nadużycia aby nie użyć mocniejszego słowa.
NIE JEST PRAWDĄ JAKOBY a.) "pani Hania zostala poinformowana telefonicznie", że Kikura jednak nie dostanie.
Nie jest to prawdą.
To Panie mijacie się z prawdą. Słowa te padły podczas mojej ostatniej rozmowy telefonicznej, prowadzonej sprzed kliniki weterynaryjnej w dniu 12.03.2010 o godz. 15.15. Wtedy odbierałam Kikura od lekarza.
Używanie imienia nie jest przestępstwem, Panie również używają mojego. Gdybym podała nazwisko, nr telefonu lub adres, to mogłybyście mnie Panie o to oskarżyć. Proszę wybaczyć, ale imię nie jest oryginalne i w związku z tym nie można
jednoznacznie zidentyfikować jego nosicielki.
Podczas tej inkryminowanej rozmowy (której ślad jest nadal w moim telefonie), powiedziałam, że p. Hania jako opiekunka jest fantastyczna, ale dom nie jest dla Kikura.
Jeżeli p. Hania twiedzi, że nic takiego nie usłyszała, to mi przykro, ale to ona mija się z prawdą. Proponowałam jej też w tej rozmowie kotki z "tapczanu".
Fakt, że kot jest nadal w leczeniu może potwierdzić lekarz prowadzący.
Macie więc Panie wersję koleżanki, której wierzycie, i mnie, tej złej, której i tak nie uwierzycie.
Mnie to jest obojętne. Ja wiem swoje, wy wiecie swoje.
Nie upubliczniałam do tej pory negatywnych informacji na temat mieszkania, wręcz przeciwnie, podkreślałam, że balkon jest zabezpieczony, a okna wysokie. Poza uwagą na temat kuchni nie uczynię tego też teraz.
maja b pisze:Większośc z nas ma koty lub kota. Wszystkie z adopcji. Jeden jest półślepy, inny nie ma łapk. Nigdy nie musiałysmy znosić wizyt domowych oceniających nasze kompetencje, ani czytać napisane o nas za plecami oceny Opiekunki.
Powtarzam do znudzenia: nikt nie musi brać od nas kota, nikt nie musi wypełniać umowy adopcyjnej ani też "znosić" wizyt. Jeżeli tego nie chce, może wziąć kota z innego źródła. Bezdomnych kotów jest dość i jeszcze trochę.
maja b pisze:Dzięki Pani silnej potrzebie decydowanie "kto nadaje się na opiekuna", niczemu nie winny kot nadal nie ma domu, a dziewczyna która zrobiłaby wszystko, żeby mu go stworzyć ma wielką dziurę w sercu.
Jako tymczasowy opieku kota mam pełne prawo decydować komu go oddam, a komu nie. Nie Fundacja o tym ostatecznie decyduje, ale opiekun tymczasowy osobiście, o tym już też było na tym wątku.
A szantaż emocjonalny nie robi na mnie wrażenia. Reakcje emocjonalne to przywilej młodości.
O dom dla Kikura proszę się nie martwić, znajdzie go z pewnością, choćby miał go szukać długo. I tak przynajmniej do Świąt będzie w leczeniu.
EDIT: literówki